Witam! Zapraszam do czytania kolejnej części "Miasta Aniołów". Wydaje mi się po ilości wyświetleń, że pierwsza część dosyć dobrze się przyjęła a więc będę pisać następne. To chyba na tyle. Chciałabym jeszcze pozdrowić moje dwie przyjaciółki, które od niedawna czytają bloga i wspierają mnie w jego dalszym pisaniu <3
:3
Nie przeciągając zapraszam do czytania!
♣♣♣
*Perspektywa Madeline*
Zamarłam.
Przecież to niemożliwe aby zwykły śmiertelnik był w stanie mnie zobaczyć.
Chłopak otworzył usta żeby coś powiedzieć, a ja spanikowałam. Chwyciłam za aureole wiszącą nad głowa i rzuciłam ją sobie pod nogi. Przejście zaiskrzyło błękitnym światłem a ja do niego wpadłam. Pojawiłam się w ciemnej uliczce w, której wcześniej przeniosłam się na ziemię. Opadłam zmęczona na zimny asfalt. Podróże między światowe były bardzo męczące nawet dla mnie. Nadal nie dochodziło do mnie co się przed chwilą stało. Jeśli "Rada Aniołów" dowiedziałaby się o tym, że bez potrzeby byłam na ziemi
*Perspektywa Olivera*
- No gdzie ona jest! - warknąłem po raz kolejny do siebie.
Z jednej strony tak naprawdę wiedziałem, że prawdopodobnie nic jej nie jest i, że to tylko moja wybujała wyobraźnia, ale z drugiej, jednak nie wybaczyłbym sobie gdyby coś jej się stało.
Przestałem w końcu krążyć po pokoju i usiadłem na białej skórzanej kanapie, wzdychając głośno. Chwile później drzwi frontowe otworzyły się z trzaskiem, a do środka weszła Madeline.
*Perspektywa Madeline*
Weszłam do domu mając nadzieję, że Oliver już śpi i ominie mnie wykład o tych wszystkich złych rzeczach jakie czekają na mnie na ziemi i, że najlepiej by było gdybym cały czas siedziała w domu.
Niestety drewniane drzwi trzasnęły dość głośno. Na moje nieszczęście Oliver siedział na sofie wpatrując się w drzwi przez które weszłam.
- Witaj braciszku...
- Gdzie żeś była! - wyglądał na wyraźnie wkurzonego.
- A pojeździłam sobie trochę to i tam...
Nie powiedziałam mu, że byłam na ziemi. Nie chciałam aby dodatkowo się martwił. Chłopak westchnął i podszedł do mnie i kładąc ręka na moim ramieniu już ze spokojem dodał.
- Nie strasz mnie już tak więcej
Odwzajemniłam uśmiech i żegnając się z bratem ruszyłam w stronę pokoju.
Rzuciłam się na łóżko i zamknęłam oczy, lecz nadal nie mogłam wybić z pamięci wizerunku chłopaka.
Następnego dnia rano mój budzik postanowił zrobić mi na złości i nie zadzwonić. Obudziłam się i spojrzałam na zegarek który wskazywał 7:30. Jak oparzona wyskoczyłam z łóżka i pobiegłem w stronę łazienki. Po ekspresowym śniadaniu i zostawieniem pod szkołą motocyklu mogłam w końcu odsapnąć przed klasą. Jednak mój odpoczynek nie trwał długo, gdyż podbiegła do mnie Idalia.
- Coś ty dzisiaj tak późno przyszła! A zresztą nie ważne...! Choć szybko! - Dziewczyna wyglądała na bardzo podekscytowaną. Złapała mnie za rękę i poprowadziła w stronę klasy.
W pomieszczeniu zdążyło się już zebrać sporo osób. Podeszłam do mojej ławki aby odstawić plecak.
- A więc powiesz mi w końcu co się stało?
- Nie słyszałaś jeszcze! - zapytała zszokowana jakby to było coś najbardziej oczywistego
- Ech... Oświeć mnie...
- A więc szkoła postanowiła wziąć udział w wymianie - zaczęła.
- No i co w tym niezwykłego? Cały czas bierzemy w jakichś udział
- Nie rozumiesz, to nie jest taka zwykła wymiana pomiędzy niebiańskimi szkołami. To ma być wymiana pomiędzy anielską, a diabelską szkołą!
Zatkało mnie. Anioły, i diabły w jednej szkole. To nie mogło skończyć się dobrze.
- Nie podoba mi się to - skwitowałam.
- Mi na początku też się to nie podobało ale zobaczysz może będzie fajnie
Idalia jak zwykle była optymistką. Chwile potem zadzwonił dzwonek. Wszyscy zasiedli na miejscach. Do sali weszła nauczycielka, a tuż za nią weszło kilkoro innych uczniów, którzy ewidentnie nie mogli pochwalić się anielskimi korzeniami.
Wychowawczyni pokrótce wyjaśniła nam iż w wyniku wymiany do naszej i kilku innych klas dołączyło kilkoro uczniów. Tłumaczyła nam coś jeszcze i zajęła się przedstawianiem nam nowych, ale nie ciekawiło mnie to zbytnio. O wiele ciekawszym aspektem natomiast wydawało mi się bazgranie na okładce zeszytu. Nie czułam potrzeby zawierania znajomości z demonami i dobrze wiedziałam, że oni również myślą tak samo. Ocknęłam się dopiero wtedy, gdy nauczycielka kazała zająć nowym uczniom miejsca. Moją uwagę przykuł chłopak przechodzący obok moje ławki. Mogłam przysiąc, że znałam skądś te kruczoczarne włosy.
W pewnym momencie mnie oświeciło.
Chłopak, którego spotkałam w parku. W parku na ziemi. Dlatego mnie widział. Był demonem. Demonem, który teraz ma chodzić teraz ze mną do jednej szkoły. I wszystko stało się jasne. A przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.
*Perspektywa Jensen'a*
Nie wiem kto wpadła na ten jakże wspaniały pomysł wysłania demonów do anielskiej szkoły ale powiem, że taras najchętniej wysłałbym go do Tartaru...
Jedynym plusem było to, że wysłano też kilka moich znajomych więc przynajmniej nie miałem problemu z tym, że nie będę miał się do kogo odezwać, bo raczej nie wierzyłem w to, że te skrzydlate świętoszki mają zamiar się ze mną zaznajamiać. Szkoła okazała się być wielka czego mogłem się spodziewać po anielskich standardach.
Kiedy już zostaliśmy uświadomieni czego wolno, a czego nie wolno nam robić i rozdzielono nas do klas. Pierwsza lekcja minęła dosyć szybko, przez cały czas miałem wrażenie, (i obawiam się, że nie było to tylko i wyłącznie wrażenie) że większość anielskiej części klasy wpatruje się we mnie i w moich towarzyszy niedoli, co w sumie mnie nie dziwiło bo prawdopodobnie niewiele z nich miało wcześniej okazje ujrzeć diabła.
Na przerwie wszyscy stali z daleka od nas,
Liczyłem po cichu, że będzie tu choć trochę ciekawiej ale najwyraźniej nie miałem na co liczyć. Zostawiłem innych z tyłu i ruszyłem w stronę szkolnego ogrodu,
Plac za szkołą okazał się być dość duży. Kilka metrów od budynku szkoły znajdował się drugi mniejszy, który był prawdopodobnie pływalnią. Dalej umiejscowione były boiska: do piłki nożnej, siatkówki i koszykówki. W centrum rosło kilka dużych drzew, gdzieniegdzie znajdowały się rabaty z kwiatami oraz pojedyncze ławki i stoliki.
Był koniec września, a pogoda dość chłodna więc nie było tutaj zbyt wiele osób. Poszedłem wyłożoną kamieniami ścieżką i pokierowałem się w stronę budynku pływalni. Z bliska okazał się o wiele większy niż myślałem .
Przechodząc koło niego usłyszałem rozmowę... a raczej kłótnię:
- Możesz dać mi wreszcie spokój! - dał się słyszeć damski głos.
- Ha, ha, chciałabyś maleńka
- I przestań tak do mnie mówić idioto!
Wyjrzałem zza rogu. Moim oczom ukazała się dziewczyna średniego wzrostu o kasztanowych włosach i chłopak, co najmniej o głowę wyższy od niej o blado rudych włosach.
Po minie dziewczyny mogłem wywnioskować, że raczej nie było zadowolona z tej rozmowy.
*Perspektywa Madeline*
Od początku przyjścia do tej szkoły wiedziałam, że moje życie nie będzie łatwe, zresztą nigdy nie było. Nigdy tak naprawdę nie zaprzyjaźniłam się z nikim oprócz Idalii, którą znałam od dziecka. Za to proporcjonalnie do tego miałam mnóstw wrogów. Ironia prawda? Jeden z nich stał właśnie przede mną. O i może nie uznawał mnie za wroga, ale ja wręcz przeciwnie. Patrzyłam na niego pełnym pogardy wzrokiem, tak jak to zazwyczaj miałam w zwyczaju. Lecz on jak na złość nic sobie z tego nie robił.
Haston - bo tak ów osobnik miał na imię postanowił wybrać sobie mnie na osobę, którą będzie nękać psychicznie i fizycznie tak długo aż nie zgodzę się z nim być,
Dzięki bogu skrawki zdrowego rozsądku jeszcze gdzieś we mnie były i nie dawałam się tak łatwo.
Ale ostatnio stał się jeszcze bardziej upierdliwy niż zwykle...
Posłałam mu jeszcze raz nieprzyjemne spojrzenie i odwróciłam się chcą wrócić do szkoły lecz najwyraźniej nie było mi to dane,
-Halo halo, jeszcze nie skończyliśmy - złapał mnie za rękę.
Już chciałam go uderzyć i rzucić jakąś nieprzyjemną wiązankom słów kiedy...
- A mi się wydaje, że skończyliście
Oboje spojrzeliśmy w stronę z której dochodził głos. Szczerze to mogłam się spodziewać każdego. Każdego oprócz niego...
Jedynym plusem było to, że wysłano też kilka moich znajomych więc przynajmniej nie miałem problemu z tym, że nie będę miał się do kogo odezwać, bo raczej nie wierzyłem w to, że te skrzydlate świętoszki mają zamiar się ze mną zaznajamiać. Szkoła okazała się być wielka czego mogłem się spodziewać po anielskich standardach.
Kiedy już zostaliśmy uświadomieni czego wolno, a czego nie wolno nam robić i rozdzielono nas do klas. Pierwsza lekcja minęła dosyć szybko, przez cały czas miałem wrażenie, (i obawiam się, że nie było to tylko i wyłącznie wrażenie) że większość anielskiej części klasy wpatruje się we mnie i w moich towarzyszy niedoli, co w sumie mnie nie dziwiło bo prawdopodobnie niewiele z nich miało wcześniej okazje ujrzeć diabła.
Na przerwie wszyscy stali z daleka od nas,
Liczyłem po cichu, że będzie tu choć trochę ciekawiej ale najwyraźniej nie miałem na co liczyć. Zostawiłem innych z tyłu i ruszyłem w stronę szkolnego ogrodu,
Plac za szkołą okazał się być dość duży. Kilka metrów od budynku szkoły znajdował się drugi mniejszy, który był prawdopodobnie pływalnią. Dalej umiejscowione były boiska: do piłki nożnej, siatkówki i koszykówki. W centrum rosło kilka dużych drzew, gdzieniegdzie znajdowały się rabaty z kwiatami oraz pojedyncze ławki i stoliki.
Był koniec września, a pogoda dość chłodna więc nie było tutaj zbyt wiele osób. Poszedłem wyłożoną kamieniami ścieżką i pokierowałem się w stronę budynku pływalni. Z bliska okazał się o wiele większy niż myślałem .
Przechodząc koło niego usłyszałem rozmowę... a raczej kłótnię:
- Możesz dać mi wreszcie spokój! - dał się słyszeć damski głos.
- Ha, ha, chciałabyś maleńka
- I przestań tak do mnie mówić idioto!
Wyjrzałem zza rogu. Moim oczom ukazała się dziewczyna średniego wzrostu o kasztanowych włosach i chłopak, co najmniej o głowę wyższy od niej o blado rudych włosach.
Po minie dziewczyny mogłem wywnioskować, że raczej nie było zadowolona z tej rozmowy.
Od początku przyjścia do tej szkoły wiedziałam, że moje życie nie będzie łatwe, zresztą nigdy nie było. Nigdy tak naprawdę nie zaprzyjaźniłam się z nikim oprócz Idalii, którą znałam od dziecka. Za to proporcjonalnie do tego miałam mnóstw wrogów. Ironia prawda? Jeden z nich stał właśnie przede mną. O i może nie uznawał mnie za wroga, ale ja wręcz przeciwnie. Patrzyłam na niego pełnym pogardy wzrokiem, tak jak to zazwyczaj miałam w zwyczaju. Lecz on jak na złość nic sobie z tego nie robił.
Haston - bo tak ów osobnik miał na imię postanowił wybrać sobie mnie na osobę, którą będzie nękać psychicznie i fizycznie tak długo aż nie zgodzę się z nim być,
Dzięki bogu skrawki zdrowego rozsądku jeszcze gdzieś we mnie były i nie dawałam się tak łatwo.
Ale ostatnio stał się jeszcze bardziej upierdliwy niż zwykle...
Posłałam mu jeszcze raz nieprzyjemne spojrzenie i odwróciłam się chcą wrócić do szkoły lecz najwyraźniej nie było mi to dane,
-Halo halo, jeszcze nie skończyliśmy - złapał mnie za rękę.
Już chciałam go uderzyć i rzucić jakąś nieprzyjemną wiązankom słów kiedy...
- A mi się wydaje, że skończyliście
Oboje spojrzeliśmy w stronę z której dochodził głos. Szczerze to mogłam się spodziewać każdego. Każdego oprócz niego...
*Wybacz Olciu że tak długo
czekałaś na następną notkę :3 *
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz