Witajcie :3 Wiem, że dawno nie było rozdziału ale teraz postaram się to nadrobić. Przedstawiam wam pierwszy rozdział mojego nowego opowiadania. Będzie to prawdopodobnie główne opowiadanie ba blogu. Oczywiście inne opowiadania również będą się pojawiać.
Nie przeciągając zapraszam do czytania!
♣♣♣
Niedziela, 15:30
*Perspektywa Madeline*
- Mad czekaj!
- Hahaha, chyba śnisz! - odkrzyknęłam do goniącej mnie dziewczyny.
- Bardzo zabawne - zaśmiała się rudowłosa i złapała mnie za rękaw bluzki. - Mam cię!
- Raz ci się udało - mruknęłam, udając obrażoną.
- Wy nigdy nie dorośniecie co?
Obie spojrzałyśmy w stronę z której dochodził głos. Białowłosy chłopak o przenikliwych błękitnych oczach wpatrywał się w nas z lekkim uśmieszkiem błąkającym się po ustach.
- Cześć braciszku - zawołałam.
- Ciesze się, że macie dobry humor ale wyjaśnijcie mi dlaczego to ja mam na tym zawsze cierpieć - westchnął.
- Nie wiem o czym mówisz
Spojrzał na mnie wymownie a potem wskazał ręką porozrzucane wszędzie poduszki i poprzestawiane meble.
- No faktycznie, coś tu jest nie tak, w każdym razie mi spadamy, miłego sprzątania Oliver - zaśmiała się moja towarzyszka i pociągnęła mnie w stronę drzwi.
- Hej, chwila!
- Pa pa! - zawołała ostatni raz i zatrzasnęła dębowe drzwi.
Spojrzałam na nią rozbawiona. Fioletowe oczy skrzyły się w słońcu. A rudawe włosy falował lekko na wietrze. Uśmiech nadal nie znikał z jej twarzy. Cała Idalia.
- To było wredne wiesz?- zaśmiałam się.
- Pff... Uczę się od najlepszych nie
- Nie da się zaprzeczyć - szturchnęłam ją w ramię. - No to gdzie lecimy?
- To było wredne wiesz?- zaśmiałam się.
- Pff... Uczę się od najlepszych nie
- Nie da się zaprzeczyć - szturchnęłam ją w ramię. - No to gdzie lecimy?
- Już od jakiegoś czasu miałam zamiar cię wyciągnąć na zakupy, więc to chyba odpowiedni moment - zaszczebiotała, uśmiechając się jeszcze szerzej.
- No niech ci będzie
- Okej, berek! Gonisz! - zawołała rozwijając duże biało-fioletowe skrzydła i wzbijając się w powietrze.
- Ida!!! - krzyknęłam
Również i moje, czarne, skrzydła zawirowały ku górze.
Poniedziałek, 7:50
Siedziałam na śnieżnobiałym parapecie ze słuchawkami w uszach, machając nogami na wszystkie możliwe strony. Idalia jak zwykle spóźniała się do szkoły... Przed klasą zdążyła zgromadzić się już całkiem spora liczba uczniów. Przymknęłam oczy i wsłuchałam się w muzykę, nagle usłyszałam głośny krzyk tuż przy moim uchu.
- Madeline Strauss! Ile razy można ci powtarzać, że siedzenie na parapetach szkolnych jest zabronione!
Niechętnie otworzyłam oczy i wyjęłam słuchawkę z ucha. Spojrzałam w stronę z której dochodził krzyk. Przede mną stała dosyć niska blondynka z brązowymi oczami, które wściekle spoglądały w moją stronę.
- Dzień dobry, mi również miło panią widzieć - uśmiechnęłam się sztucznie i zeskoczyłam z parapetu, ignorując wciąż krzyczącą do mnie nauczycielkę.
Ruszyłam w stronę szafek licząc na to, że Idalia raczyła już przyjść. Nie pomyliłam się, przy szafkach stała Idalia, jednak nie była tam sama. Wokół niej stały trzy dziewczyny. Te trzy blond łby znałam aż zbyt dobrze. Tris, Anastasia i Amberia, trzy anielice, które jak na złość uczepiły się Idalii.
Choć stałam milka metrów od nich, doskonale słyszałam te wszystkie straszne słowa wypowiadane w kierunku mojej przyjaciółki.
- Hej ruda, jak nie ma z tobą tej dziwaczki to już nie jesteś taka mocna co!
- Haha, nawet nie wiesz jak żałośnie teraz wyglądasz, Idusia!
- Patrzcie na nią wygląda jakby miała się zaraz popłać!
Nie mogłam dłużej tego słuchać i ruszyłam w stronę dziewczyn.
- Kogo nazywasz dziwaczką ty zakuty blond łbie?!
Nastolatka powoli przekręciła się w moją stronę. W jej niebieskich oczach mogłam z łatwością dostrzec strach. Warknęłam coś cicho pod nosem i złapałam Idalie za rękę i pociągnęłam w stronę wyjścia. Ignorując dziewczyny.
- Hej, Mad gdzie idziemy, przecież zaraz zaczynają się lekcje? - zaczęła rudowłosa.
- Wybacz Ida ale nie ma zamiaru tam dziś wracać
*Perspektywa Idalii*
Szłyśmy przez dłuższy czas parkiem aż w końcu dotarłyśmy do niedużego wzniesienia na którym znajdował się stary, już o dawna nie używany kościół. Było to ulubione miejsce Madeline, gdyż jak sama mówiła miała tu święty spokój i ciszę, jednak jak dla mnie było tu trochę strasznie.
Weszłyśmy po starych kamiennych schodach, a potem po drewnianej drabince, która niebezpiecznie zajęczała pod naszym ciężarem. Po chwili znalazłyśmy się na dachu. Musiałam przyznać, że widok z tego miejsca był naprawdę nie ziemski. Z łatwością można było oglądać całą panoramę Endless Falls. Mad przysiadła na skraju dachu, opierając głowę o kolana.
Przysiadłam obok niej. Dłuższą chwilę wpatrywałyśmy się w milczeniu w niebo.
- Mad...
- Co?
- Jak ty to robisz, że wszyscy mają w stosunku do ciebie respekt?
- Nazywaj rzeczy po imieniu Ida... - westchnęła dziewczyna. - Po prostu się mnie boją... Boją się, bo jestem inna...
Spojrzałam na nią. Faktycznie nie dało się ukryć, że była inna. Czasami współczułam jej tego, a jednak czasami myślałam czy nie fajnie by było również być inną. Na czym polegała jej inność? Nie licząc charakteru, twarz dziewczyny spowijały czekoladowe długie włosy. Było to coś niespotykanego. Większość aniołów i anielic miało włosy w kolorze blond, bieli czy rude jak ja.
A włosy w ciemniejszych odcieniach były raczej kojarzone z demonami czy diabłami.
I oczy. Oczy Madeline również były niezwykłe lecz zarazem dziwnie przerażające. Choć kolor oczu wśród aniołów nie był ograniczony tak ja u ludzi na ziemi, do brązowego, błękitnego i zielonego, to i tak złote tęczówki dziewczyny się wyróżniały. Oszczędźmy również komentowania jej czarnych skrzydeł na których punkcie i ona miała kompleks.
Odwróciłam głowę i w dalszym ciągu siedziałyśmy w milczeniu. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu.
- O kurcze już tak późno! Mama mnie zabije! -zawołałam. - Wybacz Mad ale muszę już iść, zdzwonimy się później
- Okej... - rzuciła cicho.
*Perspektywa Madeline*
Idalia zeszła z wierzy kościelnej i pobiegła w stronę domu, a ja w dalszym ciągu wpatrywałam się w panoramę miasta. Chłodny jesienny wiatr przenikał przez moje ciało powodując dreszcze. Zrobiło mi się zimno więc wstałam otrzepując mundurek i ruszając w stronę domu.
- Oliver! - zawołałam otwierając drzwi domu.
Rozejrzałam się po nowoczesnym, utrzymanym w kolorach bieli pokoju. Mojego nadopiekuńczego braciszka najwyraźniej nie było w domu. Weszłam po schodach na piętro i ruszyłam w stronę mojego pokoju. Było to chyba jedno z nielicznych pomieszczeń w domu, które nie było sterylnie białe. Pokój w większości był utrzymany w kolorze niebieskim. Podeszłam do dużej białej szafy znajdującej się po drugiej stronie pokoju i wyjęłam z niej czarne leginsy i szary T-shirt. Przebrałam się i weszłam do garażu. Na środku wraz z samochodem Olivera stał mój ukochany granatowy motocykl.
Założyłam kask i wskoczyłam na maszynę...
Było już dosyć późno. Jechałam drogą, która w obu stron była otoczona lasem. W pewnym momencie poczułam dziwny niepokój. Czasami czułam coś takiego. Można powiedzieć, że był to swego rodzaju szósty zmysł. Przyśpieszyłam i wyjechałam z lasu. Jechałam pustymi już o tej porze ulicami miasta. Motocykl zostawiłam przy jednym ze sklepów. Weszłam do ciemnego zaułka.
Zamachałam rękom kilka razy nad głową. W tym miejscu pojawiła się srebrna aureola. Pochwyciłam lewitujący przedmiot i rzuciłam go w ścianę jednego z domów. Z tym miejscu pojawiło się przejście bijące błękitnym światłem. Przekroczyłam portal i znalazłam się w pobliżu jakiejś szkoły. Moim oczom ukazał się chłopak, czternastolatek otoczony był przez grupkę licealistów. Podeszłam bliżej. Nie bałam się, byłam aniołem, nie mogli mnie dostrzec, co dawało mi duże pole do popisu.
Osiemnastolatkowie grozili chłopakowi. Jeden podszedł do niego i podniósł za kołnierz od koszulki.
Nie wytrzymałam. Podeszłam do chłopaka i kopnęłam go z całej siły w brzuch.
Morze nie byłam jakoś wybitnie silna ale chłopak poleciał w bok i przywalił o ścianę..
Jego towarzysze spojrzeli z przerażeniem na zdezorientowanego czternastolatka.
- Zwijamy się chłopaki! Mówiłem wam, że on jest jakiś dziwny - zawołał jeden.
Zniknęli tak szybko jak się pojawili. Chłopak stał jeszcze przez chwilę w miejscu po czym odszedł zdezorientowany.
- Hahaha no patrzcie kto przyszedł - usłyszałam śmiech za sobą.
Odwróciłam się. Za mną stała dziewczyna mniej więcej mojego wzrostu o krwistoczerwonych włosach ubrana w krótką, czarną skórzaną sukienkę. Gdyby nie fakt, że w postaci anioła byłam niewidoczna dla ludzi to pomyślałabym, że to zwykła nastolatka. Jednak wyróżniała się jeszcze jednym istotnym faktem, z jej głowy wyrastały rogi.
- Sanset -warknęłam.
- We własnej osobie aniołku. Eh... Szkoda że tak szybko się pojawiłaś, zaczynało być coraz ciekawiej
- Żałosne - rzuciłam w jej stronę i ruszyłam przed siebie zostawiając diablice samej sobie.
Lubiłam przebywać na ziemi. Lubiłam mieć tą świadomość, że mogłam obserwować ludzi i nie zostanę zauważona. Przechadzałam się ulicami pogrążonymi w ciszy... a przynajmniej tak było przez jakiś czas. W pewnym momencie usłyszałam ciche dźwięki gitary. Pokierowałam się w kierunku z którego dochodziła muzyka. Na ławce niedaleko parku siedział czarnowłosy chłopak z gitarą.
Patrzyłam na niego wsłuchując się w dźwięki muzyki. Była bardzo przyjemna. W pewnym momencie chłopak podniósł głowę i spojrzał mi prosto w oczy.
- Widzi mnie - ta myśl przeszyła mój umysł.
Super
OdpowiedzUsuńDzięki <3 :3
Usuń- Yume