Tak jak i obiecywałam pojawia się kolejny post. Już ostatni w tym roku! Chciałabym wam życzyć wszystkiego najlepszego w nadchodzącym Nowym Roku! 🎆🎆🎆 Serdecznie dziękuje wam też za już ponad 1000 wyświetleń na blogu! To dobrze wiedzieć, że ktoś tu w ogóle zagląda.
Tak więc zapraszam do czytania i komentowania!
•••
*Perspektywa Madeline*
Od przeczytania wiadomości od Idalii minęło może 10 minut. Przeklinałam w myślach fakt, że nasz dom znajduje się w tak dużej odległości od liceum. Przyśpieszyłam ignorując fakt, że prawdopodobnie łamię co najmniej kilka przepisów drogowych, ale w końcu udało mi się dostrzec na horyzoncie budynek liceum.
Zostawiłam motocykl, na pustym już, parkingu i wbiegłam do szkoły. Idalia w wiadomości napisała mi, że znajduje się w sali prób. Był to nasz ulubiony kąt w szkole - duże przestronne pomieszczenie, ze sceną zajmującą 1/3 sali, mnóstwem głośników, instrumentów i kącikiem do odpoczynku. Zazwyczaj to tam przesiadywałyśmy wszystkie przerwy. Było to też miejsce które było z każda z nas mocno związane emocjonalnie. Idalia właśnie tu rozpoczęła swoją przygodę z teatrem, który niesamowicie mocno pokochała, a ja lubiłam tu przychodzić przez spokój, który tu panował i wenę twórczą która nachodziła mnie najczęściej właśnie w tym miejscu, więc kiedy Idalia ćwiczyła razem ze swoim kółkiem teatralnym, ja ćwiczyłam przy pianinie lub rozkładałam się na kanapie z moim notesem i brałam się za zapisywanie nut.
Szarpnęłam za klamkę. Drzwi dzięki Bogu były otwarte. Od razu dostrzegłam grupkę dziewczyn z mojego rocznika, siedziały na jednej z pikowanych kanap i o czymś zaciekle dyskutowały. Przy scenie stała Profesor Fether, otoczona przez wianuszek uczniów, których kojarzyłam z kółka teatralnego i szkolnego zespołu muzycznego, a także, takich, których widziałam najprawdopodobniej pierwszy raz w życiu.. Profesor Fether była jedną z nielicznych nauczycielek w szkole które darzyłam sympatią, tym bardziej z wzajemnością. Inni uczniowie również ją lubili, czego nie dało się zauważy. Dostrzegłam w końcu Idalię, i już miałam do niej podejść, kiedy jak z podziemi wyrosła przede mną Caroline.
- Mad! Jak dobrze, że jesteś - zawołała ściskając mnie za ramiona.
- Ja... - zaczęłam, nie licząc nawet na to, że uda mi się przegadać Caroline, kto jak kto, ale ona mogła gadać godzinami a nadal miała setki tematów do poruszenia, druga osoba nie musiała się nawet odzywać, wystarczyło, że słuchała.
- Nie wyobrażasz sobie co się stało! A więc zaczęło się od tego, że okazało się, że ci nowi tak jak my muszą należeć co najmniej do jednego klubu, ale większość klubów i ich kapitanów nie chce ich przyjąć, stwierdziłam też, że napisze z telefony Idy do ciebie, żebyś przyjechała i... - wzięła głęboki oddech.
- Czekaj, czekaj czekaj... Co? - powoli przeanalizowałam co ta do mnie powiedziała. - Jak to? Do naszych klubów? Ich? - skinęłam w stronę "potępionych". - Poza tym, co według ciebie mam zrobić?
- Och, no właśnie o tym mówię - mruknęła. - Jak widzisz artystyczne koła jak na razie najbardziej się temu sprzeciwiają... Co mogłabyś zrobić? Nie wiem ale masz respekt u innych uczniów i w ogóle...
Zresztą, to już nieważne, wracając do tematu to...
- Tak, tak - po tych właśnie słowach przestałam słuchać baz sensownej paplaniny białowłosej i skierowałam się w stronę Idalii.
Ta również mnie zauważyła i poczekała aż do niej podejdę.
- Mad to nie ja wysłałam to wiadomość, to Caro, ale cieszę się, że jesteś - wymamrotała.
Wyglądała na przybitą. Cała sytuacja musiała ją bardzo stresować, Choć w sumie się jej nie dziwiłam. W tym samym czasie dołączyły się do rozmowy również pozostali uczniowie.
Przysłuchiwałam się przez chwilę ich rozmowie.
- Nie chce ich w moim klubie - powiedziała jakaś dziewczyna z różowymi końcówkami włosów.
- W twoim klubie? Chyba naszym! Uwierz, że my też nie emanujemy z tego powodu radością - warknął do niej chłopak z okularach z czerwonymi oprawkami.
- Ale co niby chcecie zrobić? - zagadnęła dziewczyna o zielonych oczach.
- Nie wiem co planujecie, ale obawiam się, że nie mamy nic do gadania - żachnęła się Idalia.
- Musi być jakieś wyjście! - wypalił ktoś jeszcze.
Powoli ich bezsensowna konwersacja zaczynała mnie irytować.
- Ależ jest - wtrąciłam się.
- Co?! - wszyscy spojrzeli w moją stronę.
- Po prostu im pozwólcie - wzruszyłam ramionami.
Patrzyli na mnie jakbym co najmniej powiedziała, że zaraz po szkole idę do podziemi miasta odprawiać czarną mszę z moimi nowymi demonicznymi przyjaciółmi.
- Ech... Chce przez to powiedzieć, że może jednak warto by było dać im szansę, czy coś...
Kółko teatralne raczej nie poparło mojego pomysłu i wróciło do dalszych obrad.
- I co o tym sądzisz? - zagadnęłam do przyjaciółki.
- Sama nie wiem
- Jakoś to będzie, ja już lecę, nie martw się wszystko się ułoży
- Miejmy nadzieje
Następnego dnia rano nie miałam siły, żeby zwlec się z łóżka. - Co mam pierwsze? - pomyślałam szukając na oślep telefonu. - Matematyka... A może by tak zostać w domu - mruknęłam cicho.
Mimo szczerych chęci zostania pod kołdrą, w końcu wstałam. Jednak moje niezorganizowanie dawało o sobie znać i wychodząc z domu, byłam już sporo spóźniona. Kiedy weszłam do klasy, oczy wszystkich skierowały się w moją stronę,
- Strauss! - usłyszałam głos nauczycielki. Na moje szczęście nie była to matematyczka, a psycholog. Widocznie trwało zastępstwo.
- Dzień dobry, tak, tak przepraszam za spóźnienie - wyszczebiotałam, a z końca klasy zdołałam usłyszeć ciche chichoty. Mimo zbulwersowanej miny kobiety, ta zbyła mnie machnięciem ręki. Potraktowałam to jako swoją małą wygraną i usiadłam w ławce.
- Tak więc jak już mówiłam - po klasie rozniósł się doniosły głos nauczycielki. - W tym roku szkolnym postanowiliśmy wsiąść udział w pewnym projekcie. Niektórzy z was zapewne w przyszłości będą mniej lub bardziej zaangażowani w udział "stróżowania" ludziom. Tak więc nasza grono pedagogiczne, razem z wyższymi władzami postanowiła już dziś dać wam szansę, na przygotowanie się do tego.
- Nie mów mi, że ona powie to co myślę, że powie - szepnęła do mnie Idalia.
- Nie mam pojęcia - przyznałam jej.
-Tak więc biorąc pod uwagę wasz poziom zaangażowania, umiejętności i wiedzę przydzieliliśmy wam po osobie której będziecie "stróżować:, w zależności od wyników tego projektu będą zależały również wasze oceny końcowe. Oczywiście projekt dotyczy zarówno aniołów, jak i diabłów.
W klasie zapadła cisza. Byłam w stanie usłyszeć nawet głośne bicie serca Idy siedzącej koło mnie.
- A więc teraz na długiej przerwie będziecie mogli dowiedzieć się kto wam przypadł.
Głośny dźwięk dzwonka zburzył głuchą ciszę panującą w pomieszczeniu. Wszyscy jeszcze przez chwilę pozostali na swoich miejscach po czym zaczęli opuszczać klasę.
- Choć trzeba sprawdzić kto nam przypadł - zawoła do mnie Ida.
- Taa...
Rudowłosa pociągnęła mnie za rękę w stronę jednej z tablic z ogłoszeniami, na której znajdowały się zawsze wszystkie przydatne informacje. Zaczęłam szukać swojego nazwiska.
- I kogo masz - zapytała Ida.
- Nie wiem... - mruknęłam nie ustając w poszukiwaniach. - A ty?
- Sebastian Campbell, Norwich, Wielka Brytania - wyrecytowała jasnowłosa z kartki.
- Mam... Evelyn Curter, Cambridge, również Wielka Brytania
- No nieźle, przynajmniej nie daleko od siebie prawda
- No... Mogło być gorzej
- I co teraz?
- Zanim przyszłaś, profesor mówiła, że kolejne informacje dostaniemy na lekcji z wychowawcą, więc będziemy musiały poczekać do piątej lekcji.
Kilka godzin później
*Perspektywa Olivera*
- Naprawdę coś takiego zorganizowali?
- Tak, też nadal nie wieże
- Szkoda, że nie było takich atrakcji kiedy ja chodziłem do tej szkoły
- Jak chcesz to możemy się zamienić. Mi się to wcale nie uśmiecha
- Czemu? Może być fajnie
- Nie uważasz, że to trochę przedmiotowe traktowanie? Poza tym to wcale nie pomoże większości z nas w "zaprzyjaźnieniu" się z diabłami. wręcz przeciwnie, pojawi się rywalizacja itp.
- No może nie do końca to przemyśleli...
Już od ponad godziny siedziałem przy stole naprzeciw siostry, słuchając o nowym zadaniu przydzielonym im przez szkołę.
- I co myślisz o "twoim" człowieku.
- Nie nazywaj jej moim człowiekiem, to dziwnie brzmi. W sumie mogło być gorzej, patrząc na to jakie osoby zostały przydzielone inni, wyszłam na tym naprawdę dobrze
- Co masz na myśli?
- Wiesz każdy dostał, można powiedzieć, "charakterystykę" przydzielonej mu osoby. Niektórym trafiły się prawdziwe wybryki natury, czy też osoby z którymi nigdy nie chciałabym mieć nic do czynienia. Może nie było to częste, jednak było parę takich przypadków. Natomiast mi, jak i większości, zwykła miła osoba, przynajmniej tak mi się zdaje
- To chyba dobrze, co nie?
- Tak, ale i tak mam pewne wątpliwości co do tego całego projektu...