Music

sobota, 31 grudnia 2016

Miasto Aniołów 4 - "Projekt"

  Tak jak i obiecywałam pojawia się kolejny post. Już ostatni w tym roku! Chciałabym wam życzyć wszystkiego najlepszego w nadchodzącym Nowym Roku! 🎆🎆🎆 Serdecznie dziękuje wam też za już ponad 1000 wyświetleń na blogu! To dobrze wiedzieć, że ktoś tu w ogóle zagląda. 
Tak więc zapraszam do czytania i komentowania! 

 •••

Tara Phillips, untitled.  Wow--I thought this was a photograph, or maybe a photomanipulation, until I looked closer.  She's beautiful.  I especially like her eyes and nose and dark hair.:

*Perspektywa Madeline*

  Od przeczytania wiadomości od Idalii minęło może 10 minut. Przeklinałam w myślach fakt, że nasz dom znajduje się w tak dużej odległości od liceum. Przyśpieszyłam ignorując fakt, że prawdopodobnie łamię co najmniej kilka przepisów drogowych, ale w końcu udało mi się dostrzec na horyzoncie budynek liceum.
  Zostawiłam motocykl, na pustym już, parkingu i wbiegłam do szkoły. Idalia w wiadomości napisała mi, że znajduje się w sali prób. Był to nasz ulubiony kąt w szkole - duże przestronne pomieszczenie, ze sceną zajmującą 1/3 sali, mnóstwem głośników, instrumentów i  kącikiem do odpoczynku. Zazwyczaj to tam przesiadywałyśmy wszystkie przerwy. Było to też miejsce które było z każda z nas mocno związane emocjonalnie. Idalia właśnie tu rozpoczęła swoją przygodę z teatrem, który niesamowicie mocno pokochała, a ja lubiłam tu przychodzić przez spokój, który tu panował i wenę twórczą która nachodziła mnie najczęściej właśnie w tym miejscu, więc kiedy Idalia ćwiczyła razem ze swoim kółkiem teatralnym, ja ćwiczyłam przy pianinie lub rozkładałam się na kanapie z moim notesem i brałam się za zapisywanie nut.

  Szarpnęłam za klamkę. Drzwi dzięki Bogu były otwarte. Od razu dostrzegłam grupkę dziewczyn z mojego rocznika, siedziały na jednej z pikowanych kanap i o czymś zaciekle dyskutowały. Przy scenie stała Profesor Fether, otoczona przez wianuszek uczniów, których kojarzyłam z kółka teatralnego i szkolnego zespołu muzycznego, a także, takich, których widziałam najprawdopodobniej pierwszy raz w życiu.. Profesor Fether była jedną z nielicznych nauczycielek w szkole które darzyłam sympatią, tym bardziej z wzajemnością. Inni uczniowie również ją lubili, czego nie dało się zauważy. Dostrzegłam w końcu Idalię, i już miałam do niej podejść, kiedy jak z podziemi wyrosła przede mną Caroline.
- Mad! Jak dobrze, że jesteś - zawołała ściskając mnie za ramiona.
- Ja... - zaczęłam, nie licząc nawet na to, że uda mi się przegadać Caroline, kto jak kto, ale ona mogła gadać godzinami a nadal miała setki tematów do poruszenia, druga osoba nie musiała się nawet odzywać, wystarczyło, że słuchała.
- Nie wyobrażasz sobie co się stało! A więc zaczęło się od tego, że okazało się, że ci nowi tak jak my muszą należeć co najmniej do jednego klubu, ale większość klubów i ich kapitanów nie chce ich przyjąć, stwierdziłam też, że napisze z telefony Idy do ciebie, żebyś przyjechała i... - wzięła głęboki oddech.
- Czekaj, czekaj czekaj... Co? - powoli przeanalizowałam co ta do mnie powiedziała. - Jak to? Do naszych klubów? Ich? - skinęłam w stronę "potępionych". - Poza tym, co według ciebie mam zrobić?
- Och, no właśnie o tym mówię - mruknęła. - Jak widzisz artystyczne koła jak na razie najbardziej się temu sprzeciwiają... Co mogłabyś zrobić? Nie wiem ale masz respekt u innych uczniów i w ogóle...
Zresztą, to już nieważne, wracając do tematu to...
- Tak, tak - po tych właśnie słowach przestałam słuchać baz sensownej paplaniny białowłosej i skierowałam się w stronę Idalii.
Ta również mnie zauważyła i poczekała aż do niej podejdę.
- Mad to nie ja wysłałam to wiadomość, to Caro, ale cieszę się, że jesteś - wymamrotała.
Wyglądała na przybitą. Cała sytuacja musiała ją bardzo stresować, Choć w sumie się jej nie dziwiłam. W tym samym czasie dołączyły się do rozmowy również pozostali uczniowie.
Przysłuchiwałam się przez chwilę ich rozmowie.
- Nie chce ich w moim klubie - powiedziała jakaś dziewczyna z różowymi końcówkami włosów.
- W twoim klubie? Chyba naszym! Uwierz, że my też nie emanujemy z tego powodu radością - warknął do niej chłopak z okularach z czerwonymi oprawkami.
- Ale co niby chcecie zrobić? - zagadnęła dziewczyna o zielonych oczach.
- Nie wiem co planujecie, ale obawiam się, że nie mamy nic do gadania - żachnęła się Idalia.
- Musi być jakieś wyjście! - wypalił ktoś jeszcze.
Powoli ich bezsensowna konwersacja zaczynała mnie irytować.
- Ależ jest - wtrąciłam się.
- Co?! - wszyscy spojrzeli w moją stronę.
- Po prostu im pozwólcie - wzruszyłam ramionami.
Patrzyli na mnie jakbym co najmniej powiedziała, że zaraz po szkole idę do podziemi miasta odprawiać czarną mszę z moimi nowymi demonicznymi przyjaciółmi.
- Ech... Chce przez to powiedzieć, że może jednak warto by było dać im szansę, czy coś...
Kółko teatralne raczej nie poparło mojego pomysłu i wróciło do dalszych obrad.
- I co o tym sądzisz? - zagadnęłam do przyjaciółki.
- Sama nie wiem
- Jakoś to będzie, ja już lecę, nie martw się wszystko się ułoży
- Miejmy nadzieje


Następnego dnia rano nie miałam siły, żeby zwlec się z łóżka. - Co mam pierwsze? - pomyślałam szukając na oślep telefonu. - Matematyka... A może by tak zostać w domu - mruknęłam cicho.
Mimo szczerych chęci zostania pod kołdrą, w końcu wstałam. Jednak moje niezorganizowanie  dawało o sobie znać i wychodząc z domu, byłam już sporo spóźniona. Kiedy weszłam do klasy, oczy wszystkich skierowały się w moją stronę,
- Strauss! - usłyszałam głos nauczycielki. Na moje szczęście nie była to matematyczka, a psycholog. Widocznie trwało zastępstwo.
- Dzień dobry, tak, tak przepraszam za spóźnienie - wyszczebiotałam, a z końca klasy zdołałam usłyszeć ciche chichoty. Mimo zbulwersowanej miny kobiety, ta zbyła mnie machnięciem ręki. Potraktowałam to jako swoją małą wygraną i usiadłam w ławce.
- Tak więc jak już mówiłam - po klasie rozniósł się doniosły głos nauczycielki. - W tym roku szkolnym postanowiliśmy wsiąść udział w pewnym projekcie. Niektórzy z was zapewne w przyszłości będą mniej lub bardziej zaangażowani w udział "stróżowania" ludziom. Tak więc nasza grono pedagogiczne, razem z wyższymi władzami postanowiła już dziś dać wam szansę, na przygotowanie się do tego.
- Nie mów mi, że ona powie to co myślę, że powie - szepnęła do mnie Idalia.
- Nie mam pojęcia - przyznałam jej.
-Tak więc biorąc pod uwagę wasz poziom zaangażowania, umiejętności i wiedzę przydzieliliśmy wam po osobie której będziecie "stróżować:, w zależności od wyników tego projektu będą zależały również wasze oceny końcowe. Oczywiście projekt dotyczy zarówno aniołów, jak i diabłów.
W klasie zapadła cisza. Byłam w stanie usłyszeć nawet głośne bicie serca Idy siedzącej koło mnie.
- A więc teraz na długiej przerwie będziecie mogli dowiedzieć się kto wam przypadł.
Głośny dźwięk dzwonka zburzył głuchą ciszę panującą w pomieszczeniu. Wszyscy jeszcze przez chwilę pozostali na swoich miejscach po czym zaczęli opuszczać klasę.
- Choć trzeba sprawdzić kto nam przypadł - zawoła do mnie Ida.
- Taa...
Rudowłosa pociągnęła mnie za rękę w stronę jednej z tablic z ogłoszeniami, na której znajdowały się zawsze wszystkie przydatne informacje. Zaczęłam szukać swojego nazwiska.
- I kogo masz - zapytała Ida.
- Nie wiem... - mruknęłam nie ustając w poszukiwaniach. - A ty?
- Sebastian Campbell, Norwich, Wielka Brytania - wyrecytowała jasnowłosa z kartki.
- Mam... Evelyn Curter, Cambridge, również Wielka Brytania
- No nieźle, przynajmniej nie daleko od siebie prawda
- No... Mogło być gorzej
- I co teraz?
- Zanim przyszłaś, profesor mówiła, że kolejne informacje dostaniemy na lekcji z wychowawcą, więc będziemy musiały poczekać do piątej lekcji.

Kilka godzin później

*Perspektywa Olivera*

- Naprawdę coś takiego zorganizowali?
- Tak, też nadal nie wieże
- Szkoda, że nie było takich atrakcji kiedy ja chodziłem do tej szkoły
- Jak chcesz to możemy się zamienić. Mi się to wcale nie uśmiecha
- Czemu? Może być fajnie
- Nie uważasz, że to trochę przedmiotowe traktowanie? Poza tym to wcale nie pomoże większości z nas w "zaprzyjaźnieniu" się z diabłami. wręcz przeciwnie, pojawi się rywalizacja itp.
- No może nie do końca to przemyśleli...
Już od ponad godziny siedziałem przy stole naprzeciw siostry, słuchając o nowym zadaniu przydzielonym im przez szkołę.
- I co myślisz o "twoim" człowieku.
- Nie nazywaj jej moim człowiekiem, to dziwnie brzmi. W sumie mogło być gorzej, patrząc na to jakie osoby zostały przydzielone inni, wyszłam na tym naprawdę dobrze
- Co masz na myśli?
- Wiesz każdy dostał, można powiedzieć, "charakterystykę" przydzielonej mu osoby. Niektórym trafiły się prawdziwe wybryki natury, czy też osoby  z którymi nigdy nie chciałabym mieć nic do czynienia.  Może nie było to częste, jednak było parę takich przypadków. Natomiast mi, jak i większości, zwykła miła osoba, przynajmniej tak mi się zdaje
- To chyba dobrze, co nie?
- Tak, ale i tak mam pewne wątpliwości co do tego całego projektu...

piątek, 30 grudnia 2016

Prolog

No i jest. Chyba mój pierwszy post na blogu, który wcześniej w całości został napisany na papierze.
Jest to dopiero prolog, który mam nadzieje zaczęci was do dalszego czytania tego opowiadania.
Jutro pojawi się czwarta część "Miasta Aniołów" i zarazem 3 post w tym miesiącu, więc można powiedzieć, że spełniłam mojej małe wyzwanie.
W każdym razie, zapraszam do czytania i do zobaczenia jutro.
Pamiętajcie o zostawianiu swojej opinii w komentarzach na dole ;) 

✯✯✯



  Podszedłem do leżącej  na łóżku Jasabell. Przykryłem ją dokładnie kołdrą i pocałowałem w czoło.
Nie spała.
  Uchyliła powieki błyszczących ametystowych oczu.
- Dobranoc Jas
- Dobranoc tato - uśmiechnęła się i złapała mnie za rękę, jednak po chwili jej uśmiech znikł.
- Wrócicie prawda?
- Oczywiście, że tak słoneczko. Dlaczego mielibyśmy nie wracać?
- Miałam zły sen... nieważne.
- Oczywiście, to tylko sen. Pamiętaj bądź grzeczna i uważaj na siebie
Ta kiwnęła głową i zamknęłam oczy zapadając w sen. Spojrzałem na nią jeszcze raz i zgasiłem małą lampkę stojącą przy łóżku. Otworzyłem drzwi opuszczając jej pokój z ciężkim sercem.

Przed domem czekały już  na mnie Anaise i Verena.
- Musicie jechać? - zapytała po raz setny tego wieczoru moja siostra.
- Dobrze wież, że to nasza praca - poklepałem ją po ramieniu.
- Erick, już czas wyjeżdżać - upomniała mnie Anaise.
- Tak - westchnąłem. - Dobrze się nią opiekuj i nie wspominaj jej o niczym, o czy nie powinna wiedzieć.
- Myślisz, że jestem głupia? Moim zdaniem i wy powinniście z tym skończyć, dobrze znasz moje zdanie.
- Gdyby to było takie proste... Ktoś musi to robić, zresztą to nasza praca - uśmiechnąłem się do niej pocieszająco.
Pożegnałem się jeszcze raz i wsiadłem do samochodu. Spojrzałem ostatni raz na moją siostrę, mój dom i pokój mojej córki. Gdybym mógł wtedy przewidzieć, że to ostatni raz kiedy je widzę.

*2 miesiące później*

- Ciociu Vero, ciociu Vero - usłyszałam radosny, dziewczęcy głos i tupot na piętrze, a chwilę później kroki na schodach. Po chwili w drzwiach kuchni stanęła moja bratanica. Jej blada twarz, była jak rzadko rozpromieniona. Podbiegła do mnie, obejmując mnie w pasie ramionami.
- Ciociu, dzisiaj wracają mama i tata! - zawołała,a jej czarne włosy, związane w grube warkocze zafalowały.
- Tak, skarbie - uśmiechnęłam się odwzajemniając jej uściska. - Również się cieszę, ale będziesz musiała poczekać na nich do wieczora.
- Ciociu czekałam na nich tyle czasu, te parę godzin będzie jak chwila - zaśmiała się, a ja pogłaskałam ją po głowię.
- Skoro tak mówisz - uśmiechnęłam się.
Przez resztę dnia robiłam mało istotne rzeczy, aby zająć swój czas. Czas mimo to nieubłaganie się przedłużał jednak w końcu nastał późny wieczór.
  Zważając na okazje pozwoliłam Jasabell nie iść spać, aż do powrotu jej rodzicieli. Nie miałabym serca nie pozwolić się jej z nimi nie spotkać od razu po ich powrocie. Zawsze stanowiła ich oczko w głowie.  Była jedynaczką więc nie dziwi to, że rodzice poświęcali jej cały swój czas. Blisko północy czarnowłosa siedziała już na jednym z foteli w przedpokoju wbijając swój wzrok z dębowe drzwi. Kiedy to zobaczyłam ledwo pohamowałam się żeby nie wybuchnąć śmiechem. Ta tylko spojrzała na mnie, po czym znowu wczepiła wzrok w drzwi.
- Jeśli chcesz tu tak siedzieć to nie przeszkadzam ci. Ja będę w salonie - zawołałam do niej.
- Ciociu... - mruknęła kiedy wychodziłam już z pokoju. Odkręciłam się w jej stronę i na chwilę zdębiałam. Jej błyszczące, fioletowe oczy, poszarzały i przybrały martwy wyraz.
- Odbierz - powiedziała cichym, mrukliwym głosem.
- Co? - wydukałam nie do końca wiedząc o co chodzi.
Nie miałam jednak za dużo czasu żeby się nad tym zastanowić bo chwilę potem zadzwonił telefon. Zostawiłam dziewczynkę w przedpokoju i pobiegłam do kuchni, gdzie zostawiłam telefon.
Złapałam komórkę i przystawiła ją do ucha.
- Tak?
- Verena? To ja Tony, poznaliśmy się już, pamiętasz? Pracowałem z Erickiem przez jakiś czas
- Browley? Tak, pamiętam. Jeśli chcesz porozmawiać z Erickiem to nie ma go w domu, zadzwoń jutro,
- Obawiam się, że jutro też go nie będzie
- Co? Co chcesz przez to powiedzieć?
- Ver, usiądź dobrze?
- Tony nie bajeruj mnie tylko mów o co chodzi!
- Nie znam szczegółów, nie było mnie przy tym, ale... misja twojego brata i Anaise się nie powiodła.
- ...
- Verena, oni nie przeżyli.
- Nie żartuj sobie!
- Dobrze wiesz, że nie żartowałbym w takiej sprawie. Miejscowe władze uznały to za nieszczęśliwy wypadek, ale chyba nie muszę ci mówić co to tak naprawdę było.
- ...
- Jasabell jest z tobą prawda? Uważaj na nią, jej też może coś grozić.
- Ja muszę już kończyć...
Rozłączyłam się i opadłam na krzesło. Dopiero po chwili zorientowałam się, że cała drżę.
- Nie wrócą... - usłyszałam płaczliwy szept za sobą.
W przejściu stała czarnowłosa. Z oczu które jeszcze przed chwila miały tak pusty i martwy wyraz teraz zaczęły lecieć łzy.
- Przykro mi skarbie
No bo co niby miałam jej powiedzieć. Straciłyśmy wszystko i sama nie miałam siły aby ją teraz pocieszać. Ta pobiegła na piętro i zatrzasnęła się w pokoju. Oparłam dłonie na stole i położyłam na nich głowę, Z moich oczu również zaczęły lecieć łzy, a ból głowy spowodowany kłębiącymi się w niej pytaniami, nie dawał mi spokoju. Co teraz? Co z Jasabell? Co z nami? Co z tym czego miałam jej nigdy nie mówić? Przecież obiecałam Erickowi.
Wiedziałam, że jeśli jej powiem to wszystko się zmieni. a jeżeli tego nie zrobię jej też może się coś stać. Złapałam za wisiorek na mojej szyi i odmówiłam krótką modlitwę, Nie wiedziałam co teraz, ale wiedziałam jedno, za wszelką cenę muszę ją chronić.

niedziela, 4 grudnia 2016

Diabolik Lovers 3 - "Błękitnooki"

  Ohayou! Przychodze do was z kolejną częścią fanfiction z Diabolik Lovers.
Nagły przypływ weny, przerodził się w ta oto notkę, która mam nadzieje, wam się spodoba. 
A tak na marginesie, jak pewnie wiecie zaczął się grudzień, co oznacza, że w szkole będe miała troche mniej obowiązków (mam nadzieje ;-;) i tym razem chce się zobowiązać do napisania conajmneij 3 notek w tym miesiącu! Mam nadzieje, że tym razem was nie zawiode :3 
A więc to pierwsza notka, druga, jak przewiduję będzie z "Miasta Aniołów", a trzecia, dokładnie jeszcze nie wiem, ale prawdopodobnei będzie to świąteczny bonus.
Rozpisuje się, ale chciałam was o tym poinformować. Tymczasem zapraszam do czytania i wyrażania swojej opinii w komentarzach!

♦♦♦

Znalezione obrazy dla zapytania anime girl white hair

  W pośpiech pakowałam do torby szkolnej wszystkie potrzebne rzeczy, przeklinając pod nosem mój brak zorganizowania. Czy ja naprawdę nigdy nie mogę być gotowa na czas?! Złapałam jeszcze książkę leżącą na szafce nocnej, poprawiłam górę mundurku i wybiegłam z pokoju, trzaskając głośno drzwiami.
  W limuzynie przywitał mnie jak zwykle oschły głoś Reijiego, i kolejne kazania o tym, że powinnam przestać się wszędzie spóźniać... Łatwo powiedzieć...
Rozejrzałam się po wszystkich obecnych. Shuu słuchał muzyki na słuchawkach ignorując kłótnię Ayato, Kanato i Laito, Subaru przyglądał im się z kamiennym wyrazem twarzy, a Reiji bezskutecznie próbował uciszyć trojaczki. Błękitnooka siedziała skulona w kącie limuzyny, przyglądając się wszystkiemu jak ja. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały szybko odwróciła wzrok w stronę szyby.
Kątem oka dostrzegłam, że na granicy jej skóry na obojczyku i kołnierzyka śnieżnobiałej koszuli mundurka widnieją niewielkie czerwone ślady. Czyżby któryś z moich braci, aż tak bardzo nie umiał się kontrolować? 
  Nie miałam jednak czasu na dłuższe rozmyślenia na tan temat ponieważ samochód podjechał pod budynek liceum. Wszyscy rozeszli się w swoje strony zostawiając jasnowłosą, samą.
A ja, iż jak całe moje rodzeństwo raczej nie emanowałam wielką chęciom pomocy śmiertelnikom, również ruszyłam w swoją stronę. A przynajmniej chciałam to zrobić.
- Kasumi-san... - usłyszałam, za sobą.
Niechętnie odwróciłam się i spojrzałam na dziewczynę. Ta jednak nadal uparcie wpatrywała się w chodnik.
- Reiji-san powiedział, że będziemy chodzić razem to klasy - wyprostowała się, spoglądając mi w oczy - czy mogłabyś mi pokazać szkołę?- zapytała już bardziej pewnym siebie głosem.
Przez chwilę miałam ochotę ją olać i odejść w swoją stronę, ale zaimponowała mi tym, że w ogóle odważyła się do mnie odezwać, szczególnie po naszej wczorajszej rozmowie w jej pokoju.
Odwróciłam się na pięcie i mruknęłam - Więc choć...
Dziewczyna od razu mnie dogoniła, kątem oka mogłam dostrzec jej rozpromienioną twarz. Westchnęłam, ale mentalnie również lekko się uśmiechnęłam.

 Półleżałam na ławce wpatrując się pustym wzrokiem w ciemność za oknem. Została mi jeszcze jedna lekcja i mogłam spokojnie wracać do domu. Przysypiałam powoli, jednak głośny dźwięk dzwonka, oznajmiającego koniec lekcji, skutecznie postawił mnie na nogi. Wrzuciłam zeszyty do torby i ruszyłam korytarzem. Kiedy tylko podeszłam do mojej szafki, dziewczyna z mojego rocznika, stojąca tam spojrzałam ma nie i szybko odeszła. Zignorowałam ją. Wzięłam potrzebne rzeczy i z zamiarem udania się na dach szkoły, skierowałam się w stronę schodów. Skupiłam wzrok na zdaniach w książce którą właśnie czytałam, kiedy nagle poczułam uderzenie i straciłam grunt pod nogami. W ostatniej chwili ktoś pociągną mnie za dłoń i postawił do pionu. Potrząsnęłam głową i spojrzałam na postać stojącą na przeciwko mnie. Był to wysoki chłopak o ciemnych włosach, miał na sobie również szkolny mundurek.
Znalezione obrazy dla zapytania ruki mukami fanart- Wybacz - spojrzał ma mnie przepraszająco. - zagapiłem się
- Nic się nie stało - mruknęłam, pochylając się aby podnieść książkę, którą upuściłam.
 - Hej, nie jesteś przypadkiem z rodziny Sakamakich?
Spojrzałam w jego niebieskie oczy. Tak to się zazwyczaj kończyło. Kiedy ktoś dowiadywał się, że jestem z rodziny Sakamakich to od razu zostawałam skreślona. Ludzie po prostu się nas obawiali, wynikało to po prostu ze zwykłego ludzkiego lęku przed nieznanym który kierował większością z nich.
- Tak - westchnęłam.
- Miło mi, jestem Ruki Mukami przedstawił się i wyciągnął dłoń w moją stronę.
Chciałabym widzieć wtedy swój wyraz twarzy i szok jaki się na niej zarysował.
- Kasumi Sakamaki - uścisnęłam jego dłoń, nadal pozostając w lekkim szoku i w tym samym momencie poczułam lekkie szarpnięcie za ramię.
Odwróciłam głowę. Za moimi plecami stał Ayato, morderczym wzrokiem mierząc ciemnowłosego.
- Aya... - zaczęłam, ale on mi przerwał.
- Idziemy - warknął w dalszym ciągu wpatrując się w chłopaka.
Ruki posłał kpiący uśmiech w stronę mojego brata.
- Do zobaczenia - dodał spoglądając mi w oczy.
Ayato nie dawał za wygrana i mocniej pociągnął mnie za rękę zmuszając mnie do podążenia za nim.
Wyglądał na zdenerwowanego, ale inaczej nisz zwykle. Często się złościł, a to na Laito, że ten z niego drwii, a innym razem na Reijiego na no, że nie ten nie pozwala mu gdzieś wyjść lub lub na mnie bo zabrałam mu jego piłkę do koszykówki, ale tym razem było inaczej. Ta złość była inna, jakby złość mieszała się też z obawą i strachem. Nie odzywaliśmy się do siebie przez całą drogę do limuzyny którą czekała na nas przed szkołą. Pominęłam fakt, że została mi jeszcze jedna lekcja. Najstarszy z braci i tak zapewne mi ją usprawiedliwi.
Milczenie trwało aż do chwili kiedy limuzyna stanęła na terenie rezydencji.
- Zamierzasz mi to wyjaśnić - zagadnęłam.
- Nie mam ci czego wyjaśniać Kasumi, po prostu więcej się do niego nie zbliżaj, a najlepiej do żadnego z nich - mruknął mijając mnie i wchodząc do posiadłości.
Przez chwilę jeszcze stałam i wpatrywałam się w drzwi wejściowe za którymi zniknął mój przyrodni brat. Przeanalizowałam całą jego wypowiedź. Jacy oni? Czy my przypadkiem nie mówiliśmy tylko o jednej osobie? Czy jeszcze o kimś, bądź o czymś nie wiem?

  Przez resztę dnia (a raczej wieczoru, w końcu chodzę do szkoły wieczorowej) zajmowałam się mało istotnymi rzeczami i jakoś nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Podczas kolacji rozmawialiśmy (co rzadko się zdarza) o szkole. Ayato ani ja nie poruszaliśmy tematu naszej kłótni, ale reszta braci i Hikari raczej widzieli, że coś było między nami na rzeczy. Po posiłku udałam się do swojego pokoju. Kilka minut potem usłyszałam pukanie do drzwi, a potem charakterystyczny zgrzyt otwierania się ich. Spojrzałam w tamtą stronę. Stała tam jasnowłosa.
- Wybacz za najście, Kasumi-san... ale... - zamilkła wpatrując się we mnie.
Uniosłam jedną brew, dalej przyglądając się dziewczynie.
- Czy u ciebie na pewno wszystko w porządku? - zapytała.
- Tak raczej tak, czemu pytasz?
- Ano... Przy kolacji wydawałaś się spięta i zamyślona, myślałam, że coś jest na rzeczy...
- Nie, jest dobrze, dzięki za troskę.
Blondynka nie wiedząc co powiedzieć wbiła wzrok w regał z książkami. Wstałam powoli z fotela i podeszłam do niej, a tak lekko się cofnęła. Najwidoczniej się bała, ale ja musiałam coś sprawdzić.
Złapałam ją za ramię i odsłoniłam rąbek dekoltu zasłaniający jej obojczyk. Kilka centymetrów nad nim widniały dwa różowawe ślady. Dziewczyna zadrżała i kiedy ją puściłam szybko przesunęła się bliżej drzwi.
- Który z nich to zrobił? - zapytałam, jednak dobrze znałam odpowiedź
Dziewczyna zaczerwieniła się.
Westchnęłam. - Dobrze, to nie istotne, idź już.
Odkręciłam się na pięcie i wróciłam do mojego biurka. Dziewczyna tylko kiwnęła głową i otworzyła drzwi z zamiarem opuszczenia pomieszczenia.
- Hikari...
- Tak? - odwróciła się zdezorientowana.
- Dobranoc