Music

sobota, 31 grudnia 2016

Miasto Aniołów 4 - "Projekt"

  Tak jak i obiecywałam pojawia się kolejny post. Już ostatni w tym roku! Chciałabym wam życzyć wszystkiego najlepszego w nadchodzącym Nowym Roku! 🎆🎆🎆 Serdecznie dziękuje wam też za już ponad 1000 wyświetleń na blogu! To dobrze wiedzieć, że ktoś tu w ogóle zagląda. 
Tak więc zapraszam do czytania i komentowania! 

 •••

Tara Phillips, untitled.  Wow--I thought this was a photograph, or maybe a photomanipulation, until I looked closer.  She's beautiful.  I especially like her eyes and nose and dark hair.:

*Perspektywa Madeline*

  Od przeczytania wiadomości od Idalii minęło może 10 minut. Przeklinałam w myślach fakt, że nasz dom znajduje się w tak dużej odległości od liceum. Przyśpieszyłam ignorując fakt, że prawdopodobnie łamię co najmniej kilka przepisów drogowych, ale w końcu udało mi się dostrzec na horyzoncie budynek liceum.
  Zostawiłam motocykl, na pustym już, parkingu i wbiegłam do szkoły. Idalia w wiadomości napisała mi, że znajduje się w sali prób. Był to nasz ulubiony kąt w szkole - duże przestronne pomieszczenie, ze sceną zajmującą 1/3 sali, mnóstwem głośników, instrumentów i  kącikiem do odpoczynku. Zazwyczaj to tam przesiadywałyśmy wszystkie przerwy. Było to też miejsce które było z każda z nas mocno związane emocjonalnie. Idalia właśnie tu rozpoczęła swoją przygodę z teatrem, który niesamowicie mocno pokochała, a ja lubiłam tu przychodzić przez spokój, który tu panował i wenę twórczą która nachodziła mnie najczęściej właśnie w tym miejscu, więc kiedy Idalia ćwiczyła razem ze swoim kółkiem teatralnym, ja ćwiczyłam przy pianinie lub rozkładałam się na kanapie z moim notesem i brałam się za zapisywanie nut.

  Szarpnęłam za klamkę. Drzwi dzięki Bogu były otwarte. Od razu dostrzegłam grupkę dziewczyn z mojego rocznika, siedziały na jednej z pikowanych kanap i o czymś zaciekle dyskutowały. Przy scenie stała Profesor Fether, otoczona przez wianuszek uczniów, których kojarzyłam z kółka teatralnego i szkolnego zespołu muzycznego, a także, takich, których widziałam najprawdopodobniej pierwszy raz w życiu.. Profesor Fether była jedną z nielicznych nauczycielek w szkole które darzyłam sympatią, tym bardziej z wzajemnością. Inni uczniowie również ją lubili, czego nie dało się zauważy. Dostrzegłam w końcu Idalię, i już miałam do niej podejść, kiedy jak z podziemi wyrosła przede mną Caroline.
- Mad! Jak dobrze, że jesteś - zawołała ściskając mnie za ramiona.
- Ja... - zaczęłam, nie licząc nawet na to, że uda mi się przegadać Caroline, kto jak kto, ale ona mogła gadać godzinami a nadal miała setki tematów do poruszenia, druga osoba nie musiała się nawet odzywać, wystarczyło, że słuchała.
- Nie wyobrażasz sobie co się stało! A więc zaczęło się od tego, że okazało się, że ci nowi tak jak my muszą należeć co najmniej do jednego klubu, ale większość klubów i ich kapitanów nie chce ich przyjąć, stwierdziłam też, że napisze z telefony Idy do ciebie, żebyś przyjechała i... - wzięła głęboki oddech.
- Czekaj, czekaj czekaj... Co? - powoli przeanalizowałam co ta do mnie powiedziała. - Jak to? Do naszych klubów? Ich? - skinęłam w stronę "potępionych". - Poza tym, co według ciebie mam zrobić?
- Och, no właśnie o tym mówię - mruknęła. - Jak widzisz artystyczne koła jak na razie najbardziej się temu sprzeciwiają... Co mogłabyś zrobić? Nie wiem ale masz respekt u innych uczniów i w ogóle...
Zresztą, to już nieważne, wracając do tematu to...
- Tak, tak - po tych właśnie słowach przestałam słuchać baz sensownej paplaniny białowłosej i skierowałam się w stronę Idalii.
Ta również mnie zauważyła i poczekała aż do niej podejdę.
- Mad to nie ja wysłałam to wiadomość, to Caro, ale cieszę się, że jesteś - wymamrotała.
Wyglądała na przybitą. Cała sytuacja musiała ją bardzo stresować, Choć w sumie się jej nie dziwiłam. W tym samym czasie dołączyły się do rozmowy również pozostali uczniowie.
Przysłuchiwałam się przez chwilę ich rozmowie.
- Nie chce ich w moim klubie - powiedziała jakaś dziewczyna z różowymi końcówkami włosów.
- W twoim klubie? Chyba naszym! Uwierz, że my też nie emanujemy z tego powodu radością - warknął do niej chłopak z okularach z czerwonymi oprawkami.
- Ale co niby chcecie zrobić? - zagadnęła dziewczyna o zielonych oczach.
- Nie wiem co planujecie, ale obawiam się, że nie mamy nic do gadania - żachnęła się Idalia.
- Musi być jakieś wyjście! - wypalił ktoś jeszcze.
Powoli ich bezsensowna konwersacja zaczynała mnie irytować.
- Ależ jest - wtrąciłam się.
- Co?! - wszyscy spojrzeli w moją stronę.
- Po prostu im pozwólcie - wzruszyłam ramionami.
Patrzyli na mnie jakbym co najmniej powiedziała, że zaraz po szkole idę do podziemi miasta odprawiać czarną mszę z moimi nowymi demonicznymi przyjaciółmi.
- Ech... Chce przez to powiedzieć, że może jednak warto by było dać im szansę, czy coś...
Kółko teatralne raczej nie poparło mojego pomysłu i wróciło do dalszych obrad.
- I co o tym sądzisz? - zagadnęłam do przyjaciółki.
- Sama nie wiem
- Jakoś to będzie, ja już lecę, nie martw się wszystko się ułoży
- Miejmy nadzieje


Następnego dnia rano nie miałam siły, żeby zwlec się z łóżka. - Co mam pierwsze? - pomyślałam szukając na oślep telefonu. - Matematyka... A może by tak zostać w domu - mruknęłam cicho.
Mimo szczerych chęci zostania pod kołdrą, w końcu wstałam. Jednak moje niezorganizowanie  dawało o sobie znać i wychodząc z domu, byłam już sporo spóźniona. Kiedy weszłam do klasy, oczy wszystkich skierowały się w moją stronę,
- Strauss! - usłyszałam głos nauczycielki. Na moje szczęście nie była to matematyczka, a psycholog. Widocznie trwało zastępstwo.
- Dzień dobry, tak, tak przepraszam za spóźnienie - wyszczebiotałam, a z końca klasy zdołałam usłyszeć ciche chichoty. Mimo zbulwersowanej miny kobiety, ta zbyła mnie machnięciem ręki. Potraktowałam to jako swoją małą wygraną i usiadłam w ławce.
- Tak więc jak już mówiłam - po klasie rozniósł się doniosły głos nauczycielki. - W tym roku szkolnym postanowiliśmy wsiąść udział w pewnym projekcie. Niektórzy z was zapewne w przyszłości będą mniej lub bardziej zaangażowani w udział "stróżowania" ludziom. Tak więc nasza grono pedagogiczne, razem z wyższymi władzami postanowiła już dziś dać wam szansę, na przygotowanie się do tego.
- Nie mów mi, że ona powie to co myślę, że powie - szepnęła do mnie Idalia.
- Nie mam pojęcia - przyznałam jej.
-Tak więc biorąc pod uwagę wasz poziom zaangażowania, umiejętności i wiedzę przydzieliliśmy wam po osobie której będziecie "stróżować:, w zależności od wyników tego projektu będą zależały również wasze oceny końcowe. Oczywiście projekt dotyczy zarówno aniołów, jak i diabłów.
W klasie zapadła cisza. Byłam w stanie usłyszeć nawet głośne bicie serca Idy siedzącej koło mnie.
- A więc teraz na długiej przerwie będziecie mogli dowiedzieć się kto wam przypadł.
Głośny dźwięk dzwonka zburzył głuchą ciszę panującą w pomieszczeniu. Wszyscy jeszcze przez chwilę pozostali na swoich miejscach po czym zaczęli opuszczać klasę.
- Choć trzeba sprawdzić kto nam przypadł - zawoła do mnie Ida.
- Taa...
Rudowłosa pociągnęła mnie za rękę w stronę jednej z tablic z ogłoszeniami, na której znajdowały się zawsze wszystkie przydatne informacje. Zaczęłam szukać swojego nazwiska.
- I kogo masz - zapytała Ida.
- Nie wiem... - mruknęłam nie ustając w poszukiwaniach. - A ty?
- Sebastian Campbell, Norwich, Wielka Brytania - wyrecytowała jasnowłosa z kartki.
- Mam... Evelyn Curter, Cambridge, również Wielka Brytania
- No nieźle, przynajmniej nie daleko od siebie prawda
- No... Mogło być gorzej
- I co teraz?
- Zanim przyszłaś, profesor mówiła, że kolejne informacje dostaniemy na lekcji z wychowawcą, więc będziemy musiały poczekać do piątej lekcji.

Kilka godzin później

*Perspektywa Olivera*

- Naprawdę coś takiego zorganizowali?
- Tak, też nadal nie wieże
- Szkoda, że nie było takich atrakcji kiedy ja chodziłem do tej szkoły
- Jak chcesz to możemy się zamienić. Mi się to wcale nie uśmiecha
- Czemu? Może być fajnie
- Nie uważasz, że to trochę przedmiotowe traktowanie? Poza tym to wcale nie pomoże większości z nas w "zaprzyjaźnieniu" się z diabłami. wręcz przeciwnie, pojawi się rywalizacja itp.
- No może nie do końca to przemyśleli...
Już od ponad godziny siedziałem przy stole naprzeciw siostry, słuchając o nowym zadaniu przydzielonym im przez szkołę.
- I co myślisz o "twoim" człowieku.
- Nie nazywaj jej moim człowiekiem, to dziwnie brzmi. W sumie mogło być gorzej, patrząc na to jakie osoby zostały przydzielone inni, wyszłam na tym naprawdę dobrze
- Co masz na myśli?
- Wiesz każdy dostał, można powiedzieć, "charakterystykę" przydzielonej mu osoby. Niektórym trafiły się prawdziwe wybryki natury, czy też osoby  z którymi nigdy nie chciałabym mieć nic do czynienia.  Może nie było to częste, jednak było parę takich przypadków. Natomiast mi, jak i większości, zwykła miła osoba, przynajmniej tak mi się zdaje
- To chyba dobrze, co nie?
- Tak, ale i tak mam pewne wątpliwości co do tego całego projektu...

piątek, 30 grudnia 2016

Prolog

No i jest. Chyba mój pierwszy post na blogu, który wcześniej w całości został napisany na papierze.
Jest to dopiero prolog, który mam nadzieje zaczęci was do dalszego czytania tego opowiadania.
Jutro pojawi się czwarta część "Miasta Aniołów" i zarazem 3 post w tym miesiącu, więc można powiedzieć, że spełniłam mojej małe wyzwanie.
W każdym razie, zapraszam do czytania i do zobaczenia jutro.
Pamiętajcie o zostawianiu swojej opinii w komentarzach na dole ;) 

✯✯✯



  Podszedłem do leżącej  na łóżku Jasabell. Przykryłem ją dokładnie kołdrą i pocałowałem w czoło.
Nie spała.
  Uchyliła powieki błyszczących ametystowych oczu.
- Dobranoc Jas
- Dobranoc tato - uśmiechnęła się i złapała mnie za rękę, jednak po chwili jej uśmiech znikł.
- Wrócicie prawda?
- Oczywiście, że tak słoneczko. Dlaczego mielibyśmy nie wracać?
- Miałam zły sen... nieważne.
- Oczywiście, to tylko sen. Pamiętaj bądź grzeczna i uważaj na siebie
Ta kiwnęła głową i zamknęłam oczy zapadając w sen. Spojrzałem na nią jeszcze raz i zgasiłem małą lampkę stojącą przy łóżku. Otworzyłem drzwi opuszczając jej pokój z ciężkim sercem.

Przed domem czekały już  na mnie Anaise i Verena.
- Musicie jechać? - zapytała po raz setny tego wieczoru moja siostra.
- Dobrze wież, że to nasza praca - poklepałem ją po ramieniu.
- Erick, już czas wyjeżdżać - upomniała mnie Anaise.
- Tak - westchnąłem. - Dobrze się nią opiekuj i nie wspominaj jej o niczym, o czy nie powinna wiedzieć.
- Myślisz, że jestem głupia? Moim zdaniem i wy powinniście z tym skończyć, dobrze znasz moje zdanie.
- Gdyby to było takie proste... Ktoś musi to robić, zresztą to nasza praca - uśmiechnąłem się do niej pocieszająco.
Pożegnałem się jeszcze raz i wsiadłem do samochodu. Spojrzałem ostatni raz na moją siostrę, mój dom i pokój mojej córki. Gdybym mógł wtedy przewidzieć, że to ostatni raz kiedy je widzę.

*2 miesiące później*

- Ciociu Vero, ciociu Vero - usłyszałam radosny, dziewczęcy głos i tupot na piętrze, a chwilę później kroki na schodach. Po chwili w drzwiach kuchni stanęła moja bratanica. Jej blada twarz, była jak rzadko rozpromieniona. Podbiegła do mnie, obejmując mnie w pasie ramionami.
- Ciociu, dzisiaj wracają mama i tata! - zawołała,a jej czarne włosy, związane w grube warkocze zafalowały.
- Tak, skarbie - uśmiechnęłam się odwzajemniając jej uściska. - Również się cieszę, ale będziesz musiała poczekać na nich do wieczora.
- Ciociu czekałam na nich tyle czasu, te parę godzin będzie jak chwila - zaśmiała się, a ja pogłaskałam ją po głowię.
- Skoro tak mówisz - uśmiechnęłam się.
Przez resztę dnia robiłam mało istotne rzeczy, aby zająć swój czas. Czas mimo to nieubłaganie się przedłużał jednak w końcu nastał późny wieczór.
  Zważając na okazje pozwoliłam Jasabell nie iść spać, aż do powrotu jej rodzicieli. Nie miałabym serca nie pozwolić się jej z nimi nie spotkać od razu po ich powrocie. Zawsze stanowiła ich oczko w głowie.  Była jedynaczką więc nie dziwi to, że rodzice poświęcali jej cały swój czas. Blisko północy czarnowłosa siedziała już na jednym z foteli w przedpokoju wbijając swój wzrok z dębowe drzwi. Kiedy to zobaczyłam ledwo pohamowałam się żeby nie wybuchnąć śmiechem. Ta tylko spojrzała na mnie, po czym znowu wczepiła wzrok w drzwi.
- Jeśli chcesz tu tak siedzieć to nie przeszkadzam ci. Ja będę w salonie - zawołałam do niej.
- Ciociu... - mruknęła kiedy wychodziłam już z pokoju. Odkręciłam się w jej stronę i na chwilę zdębiałam. Jej błyszczące, fioletowe oczy, poszarzały i przybrały martwy wyraz.
- Odbierz - powiedziała cichym, mrukliwym głosem.
- Co? - wydukałam nie do końca wiedząc o co chodzi.
Nie miałam jednak za dużo czasu żeby się nad tym zastanowić bo chwilę potem zadzwonił telefon. Zostawiłam dziewczynkę w przedpokoju i pobiegłam do kuchni, gdzie zostawiłam telefon.
Złapałam komórkę i przystawiła ją do ucha.
- Tak?
- Verena? To ja Tony, poznaliśmy się już, pamiętasz? Pracowałem z Erickiem przez jakiś czas
- Browley? Tak, pamiętam. Jeśli chcesz porozmawiać z Erickiem to nie ma go w domu, zadzwoń jutro,
- Obawiam się, że jutro też go nie będzie
- Co? Co chcesz przez to powiedzieć?
- Ver, usiądź dobrze?
- Tony nie bajeruj mnie tylko mów o co chodzi!
- Nie znam szczegółów, nie było mnie przy tym, ale... misja twojego brata i Anaise się nie powiodła.
- ...
- Verena, oni nie przeżyli.
- Nie żartuj sobie!
- Dobrze wiesz, że nie żartowałbym w takiej sprawie. Miejscowe władze uznały to za nieszczęśliwy wypadek, ale chyba nie muszę ci mówić co to tak naprawdę było.
- ...
- Jasabell jest z tobą prawda? Uważaj na nią, jej też może coś grozić.
- Ja muszę już kończyć...
Rozłączyłam się i opadłam na krzesło. Dopiero po chwili zorientowałam się, że cała drżę.
- Nie wrócą... - usłyszałam płaczliwy szept za sobą.
W przejściu stała czarnowłosa. Z oczu które jeszcze przed chwila miały tak pusty i martwy wyraz teraz zaczęły lecieć łzy.
- Przykro mi skarbie
No bo co niby miałam jej powiedzieć. Straciłyśmy wszystko i sama nie miałam siły aby ją teraz pocieszać. Ta pobiegła na piętro i zatrzasnęła się w pokoju. Oparłam dłonie na stole i położyłam na nich głowę, Z moich oczu również zaczęły lecieć łzy, a ból głowy spowodowany kłębiącymi się w niej pytaniami, nie dawał mi spokoju. Co teraz? Co z Jasabell? Co z nami? Co z tym czego miałam jej nigdy nie mówić? Przecież obiecałam Erickowi.
Wiedziałam, że jeśli jej powiem to wszystko się zmieni. a jeżeli tego nie zrobię jej też może się coś stać. Złapałam za wisiorek na mojej szyi i odmówiłam krótką modlitwę, Nie wiedziałam co teraz, ale wiedziałam jedno, za wszelką cenę muszę ją chronić.

niedziela, 4 grudnia 2016

Diabolik Lovers 3 - "Błękitnooki"

  Ohayou! Przychodze do was z kolejną częścią fanfiction z Diabolik Lovers.
Nagły przypływ weny, przerodził się w ta oto notkę, która mam nadzieje, wam się spodoba. 
A tak na marginesie, jak pewnie wiecie zaczął się grudzień, co oznacza, że w szkole będe miała troche mniej obowiązków (mam nadzieje ;-;) i tym razem chce się zobowiązać do napisania conajmneij 3 notek w tym miesiącu! Mam nadzieje, że tym razem was nie zawiode :3 
A więc to pierwsza notka, druga, jak przewiduję będzie z "Miasta Aniołów", a trzecia, dokładnie jeszcze nie wiem, ale prawdopodobnei będzie to świąteczny bonus.
Rozpisuje się, ale chciałam was o tym poinformować. Tymczasem zapraszam do czytania i wyrażania swojej opinii w komentarzach!

♦♦♦

Znalezione obrazy dla zapytania anime girl white hair

  W pośpiech pakowałam do torby szkolnej wszystkie potrzebne rzeczy, przeklinając pod nosem mój brak zorganizowania. Czy ja naprawdę nigdy nie mogę być gotowa na czas?! Złapałam jeszcze książkę leżącą na szafce nocnej, poprawiłam górę mundurku i wybiegłam z pokoju, trzaskając głośno drzwiami.
  W limuzynie przywitał mnie jak zwykle oschły głoś Reijiego, i kolejne kazania o tym, że powinnam przestać się wszędzie spóźniać... Łatwo powiedzieć...
Rozejrzałam się po wszystkich obecnych. Shuu słuchał muzyki na słuchawkach ignorując kłótnię Ayato, Kanato i Laito, Subaru przyglądał im się z kamiennym wyrazem twarzy, a Reiji bezskutecznie próbował uciszyć trojaczki. Błękitnooka siedziała skulona w kącie limuzyny, przyglądając się wszystkiemu jak ja. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały szybko odwróciła wzrok w stronę szyby.
Kątem oka dostrzegłam, że na granicy jej skóry na obojczyku i kołnierzyka śnieżnobiałej koszuli mundurka widnieją niewielkie czerwone ślady. Czyżby któryś z moich braci, aż tak bardzo nie umiał się kontrolować? 
  Nie miałam jednak czasu na dłuższe rozmyślenia na tan temat ponieważ samochód podjechał pod budynek liceum. Wszyscy rozeszli się w swoje strony zostawiając jasnowłosą, samą.
A ja, iż jak całe moje rodzeństwo raczej nie emanowałam wielką chęciom pomocy śmiertelnikom, również ruszyłam w swoją stronę. A przynajmniej chciałam to zrobić.
- Kasumi-san... - usłyszałam, za sobą.
Niechętnie odwróciłam się i spojrzałam na dziewczynę. Ta jednak nadal uparcie wpatrywała się w chodnik.
- Reiji-san powiedział, że będziemy chodzić razem to klasy - wyprostowała się, spoglądając mi w oczy - czy mogłabyś mi pokazać szkołę?- zapytała już bardziej pewnym siebie głosem.
Przez chwilę miałam ochotę ją olać i odejść w swoją stronę, ale zaimponowała mi tym, że w ogóle odważyła się do mnie odezwać, szczególnie po naszej wczorajszej rozmowie w jej pokoju.
Odwróciłam się na pięcie i mruknęłam - Więc choć...
Dziewczyna od razu mnie dogoniła, kątem oka mogłam dostrzec jej rozpromienioną twarz. Westchnęłam, ale mentalnie również lekko się uśmiechnęłam.

 Półleżałam na ławce wpatrując się pustym wzrokiem w ciemność za oknem. Została mi jeszcze jedna lekcja i mogłam spokojnie wracać do domu. Przysypiałam powoli, jednak głośny dźwięk dzwonka, oznajmiającego koniec lekcji, skutecznie postawił mnie na nogi. Wrzuciłam zeszyty do torby i ruszyłam korytarzem. Kiedy tylko podeszłam do mojej szafki, dziewczyna z mojego rocznika, stojąca tam spojrzałam ma nie i szybko odeszła. Zignorowałam ją. Wzięłam potrzebne rzeczy i z zamiarem udania się na dach szkoły, skierowałam się w stronę schodów. Skupiłam wzrok na zdaniach w książce którą właśnie czytałam, kiedy nagle poczułam uderzenie i straciłam grunt pod nogami. W ostatniej chwili ktoś pociągną mnie za dłoń i postawił do pionu. Potrząsnęłam głową i spojrzałam na postać stojącą na przeciwko mnie. Był to wysoki chłopak o ciemnych włosach, miał na sobie również szkolny mundurek.
Znalezione obrazy dla zapytania ruki mukami fanart- Wybacz - spojrzał ma mnie przepraszająco. - zagapiłem się
- Nic się nie stało - mruknęłam, pochylając się aby podnieść książkę, którą upuściłam.
 - Hej, nie jesteś przypadkiem z rodziny Sakamakich?
Spojrzałam w jego niebieskie oczy. Tak to się zazwyczaj kończyło. Kiedy ktoś dowiadywał się, że jestem z rodziny Sakamakich to od razu zostawałam skreślona. Ludzie po prostu się nas obawiali, wynikało to po prostu ze zwykłego ludzkiego lęku przed nieznanym który kierował większością z nich.
- Tak - westchnęłam.
- Miło mi, jestem Ruki Mukami przedstawił się i wyciągnął dłoń w moją stronę.
Chciałabym widzieć wtedy swój wyraz twarzy i szok jaki się na niej zarysował.
- Kasumi Sakamaki - uścisnęłam jego dłoń, nadal pozostając w lekkim szoku i w tym samym momencie poczułam lekkie szarpnięcie za ramię.
Odwróciłam głowę. Za moimi plecami stał Ayato, morderczym wzrokiem mierząc ciemnowłosego.
- Aya... - zaczęłam, ale on mi przerwał.
- Idziemy - warknął w dalszym ciągu wpatrując się w chłopaka.
Ruki posłał kpiący uśmiech w stronę mojego brata.
- Do zobaczenia - dodał spoglądając mi w oczy.
Ayato nie dawał za wygrana i mocniej pociągnął mnie za rękę zmuszając mnie do podążenia za nim.
Wyglądał na zdenerwowanego, ale inaczej nisz zwykle. Często się złościł, a to na Laito, że ten z niego drwii, a innym razem na Reijiego na no, że nie ten nie pozwala mu gdzieś wyjść lub lub na mnie bo zabrałam mu jego piłkę do koszykówki, ale tym razem było inaczej. Ta złość była inna, jakby złość mieszała się też z obawą i strachem. Nie odzywaliśmy się do siebie przez całą drogę do limuzyny którą czekała na nas przed szkołą. Pominęłam fakt, że została mi jeszcze jedna lekcja. Najstarszy z braci i tak zapewne mi ją usprawiedliwi.
Milczenie trwało aż do chwili kiedy limuzyna stanęła na terenie rezydencji.
- Zamierzasz mi to wyjaśnić - zagadnęłam.
- Nie mam ci czego wyjaśniać Kasumi, po prostu więcej się do niego nie zbliżaj, a najlepiej do żadnego z nich - mruknął mijając mnie i wchodząc do posiadłości.
Przez chwilę jeszcze stałam i wpatrywałam się w drzwi wejściowe za którymi zniknął mój przyrodni brat. Przeanalizowałam całą jego wypowiedź. Jacy oni? Czy my przypadkiem nie mówiliśmy tylko o jednej osobie? Czy jeszcze o kimś, bądź o czymś nie wiem?

  Przez resztę dnia (a raczej wieczoru, w końcu chodzę do szkoły wieczorowej) zajmowałam się mało istotnymi rzeczami i jakoś nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Podczas kolacji rozmawialiśmy (co rzadko się zdarza) o szkole. Ayato ani ja nie poruszaliśmy tematu naszej kłótni, ale reszta braci i Hikari raczej widzieli, że coś było między nami na rzeczy. Po posiłku udałam się do swojego pokoju. Kilka minut potem usłyszałam pukanie do drzwi, a potem charakterystyczny zgrzyt otwierania się ich. Spojrzałam w tamtą stronę. Stała tam jasnowłosa.
- Wybacz za najście, Kasumi-san... ale... - zamilkła wpatrując się we mnie.
Uniosłam jedną brew, dalej przyglądając się dziewczynie.
- Czy u ciebie na pewno wszystko w porządku? - zapytała.
- Tak raczej tak, czemu pytasz?
- Ano... Przy kolacji wydawałaś się spięta i zamyślona, myślałam, że coś jest na rzeczy...
- Nie, jest dobrze, dzięki za troskę.
Blondynka nie wiedząc co powiedzieć wbiła wzrok w regał z książkami. Wstałam powoli z fotela i podeszłam do niej, a tak lekko się cofnęła. Najwidoczniej się bała, ale ja musiałam coś sprawdzić.
Złapałam ją za ramię i odsłoniłam rąbek dekoltu zasłaniający jej obojczyk. Kilka centymetrów nad nim widniały dwa różowawe ślady. Dziewczyna zadrżała i kiedy ją puściłam szybko przesunęła się bliżej drzwi.
- Który z nich to zrobił? - zapytałam, jednak dobrze znałam odpowiedź
Dziewczyna zaczerwieniła się.
Westchnęłam. - Dobrze, to nie istotne, idź już.
Odkręciłam się na pięcie i wróciłam do mojego biurka. Dziewczyna tylko kiwnęła głową i otworzyła drzwi z zamiarem opuszczenia pomieszczenia.
- Hikari...
- Tak? - odwróciła się zdezorientowana.
- Dobranoc

poniedziałek, 31 października 2016

BONUS - Diabolik Lovers - Halloween 2016 🎃

Miałam w planach trochę inny post, ale skoro mamy Halloween to czemu by nie napisać bonusu?
Dawno nie napisałam nic tak długiego i jestem z siebie bardzo zadowolona.👻👻👻
Historia tu przedstawiona nie ma wpływu na akcje głównego opowiadania!
Mam nadzieje, że się spodoba, zapraszam do czytania i komentowania!
Wesołego Halloween!🎃🎃🎃


- Subaru!... Ayato!.. Shu!.. No ktokolwiek!.. - wołałam bezskutecznie słysząc jedynie echo swojego głosu.

 Był późny październikowy wieczór, a ja snułam się po korytarzach rezydencji w poszukiwaniu moich braci, po których ślad zaginął. Czy to zrządzenie losu, że gdy mam zły humor i nie chce mi się na nikogo patrzeć to nie mogę się od nich odpędzić, a gdy szukam choć odrobiny rozrywki, oni znikają?
Sprawdziłam już wszystkie miejsca, w których zazwyczaj przebywają, ale nie dało to żadnego rezultatu. Usłyszałam stukanie w okno znajdujące się po mojej prawej stronie. Było zasłonięte grubą czerwoną kotarą. Powoli podeszłam do niego. Czy to aby na pewno bracia znowu sobie ze mnie nie kpią? Odsłoniłam kotarę, jednak nikogo za nią nie było. - To tylko gałęzie drzew - wmawiałam sobie. Odwróciłam się i spojrzałam w głąb ciemnego korytarza. W tej chwili wydał mi się on naprawdę przerażający. Słyszałam głośne bicie mojego serca.
- Hej, Kasumi nie bój się, to ty tu jesteś wampirem, to ciebie powinni się bać - wyszeptałam cicho aby dodać sobie otuchy, niestety nie przyniosło to żadnych rezultatów.
Z duszą na ramieniu ruszyłam niepewnym krokiem do części domu w której znajdował się mój pokój, stwierdzając, że poszukiwanie braci jest nie na moje nerwy. Kiedy w pewnym momencie poczułam dotyk na ramieniu, tego było dla mnie za wiele. Pisnęłam głośno i pognałam na złamanie karku nie skupiając się szczególnie na tym gdzie biegnę. Bieg na oślep nie okazał się najlepszym wyjściem i szybko został przerwany gdy uderzyłam w coś, a raczej kogoś.  Skołowana podniosłam głowę do góry.
Od razu rozpoznałam Czerwone tęczówki oczu Subaru.
- Ojejciu jak dobrze, że to tylko ty... - wysapałam opierając się o jedną ze ścian.
- Mogę wiedzieć co robiłaś i dlaczego tak krzyczałaś? - zapytał skołowany.
- Co!? Ja... Nie to nic, yyy... zmieszałam się lekko.
-  Dobrze, to już nie ważne, Mieliście cię znaleźć i przyprowadzić do reszty. Laito znowu kłóci się o coś z Reijim - wyjaśnił.
- My?
- No ja i Kanato - powiedział spoglądając w ciemny korytarz z którego chwilę wcześniej wybiegłam.
Jak na zawołanie jeden z moich starszych braci - Kanato, wyszedł z ciemności z lekko kpiącym uśmieszkiem na ustach.
- Ty mała gnido! - warknęłam - Ładnie to tak straszyć młodszą siostrę!?
Ten tylko zaśmiał się i zniknął tak szybko jak się pojawił. A ja spojrzałam na Subaru.
- Idziemy?
- Idziemy

Po przejściu kolejnych korytarzy, które przy towarzystwie Subaru już nie wydawały mi się takie straszne, doszliśmy do jsalonu. Reszta braci siedziała na fotelach lub kanapach i zażarcie o czymś dyskutowała. Kiedy weszliśmy, zamilkli i spojrzeli w naszą stronę. Powoli zajęliśmy swoje miejsca.
- Stało się coś? - zapytałam.
- Można tak powiedzieć - zaczął Reiji. - Wiesz może co dzisiaj jest?
Zastanowiłam się przez chwilę. - Poniedziałek nie?
Reiji teatralnie przewrócił oczami i zakrył twarz dłonią, a Laito zaczął cicho chichotać.
- Co jak co ale po tobie spodziewałem się bardziej błyskotliwej odpowiedzi - westchnął.
- Dobrze fajnie, ale ja nadal nie wiem o co chodzi - mruknęłam.
- A więc dzisiaj, księżniczko jest Halloween - zaczął Laito. - Ale ten sztywniak stwierdził, że nie będziemy go obchodzić, ponieważ jest to święto śmiertelników - fuknął w stronę Reijiego.
- W sumie czemu nie? - mruknęłam
- Bo ja tak mówię - zakomunikował Reiji.

 Po około pół godzinnym namawianiu Reijiego, udało nam się go przekonać.
Bracia stwierdzili, że przyszykują salon, w którym wszystko będzie się odbywać, a ja poszłam do pokoju się przebrać. Moim głównym problemem stało się to, co mam na siebie włożyć, czyli można powiedzieć, że typowy problem moich rówieśniczek. Nigdy nie świętowaliśmy Halloween, więc nigdy nie miałam takiego problemu.
Przejrzałam całą moją szafę wzdłuż i wszerz, ale nie miałam pomysłu na mój kostium.
Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu inspiracji. Moją uwagę przykuła jedna z porcelanowych lalek, którą dostałam od ojca, stojąca na szafce. Miałam ich całą kolekcje. I choć niektóry mogliby je uznać za przerażające, ja bardzo je lubiłam. I tak własnie narodził się mój pomysł.Wygrzebałam z szafy czarną gotycką sukienkę z koronkami, sięgającą do kolan i białe zakolanówki również zakończone koronką. Szybko przebrałam się, nakładając jeszcze czarne pantofle i rozczesując włosy.
Pomalowałam się lekko, z natury jestem dość bada więc jedna rzecz z głowy, przeciągnęłam usta beżową szminką, pomalowałam rzęsy i zaróżowiłam policzki. Kiedy skończyłam, podeszłam do jednego z luster aby zobaczyć moje dzieło. Efekt końcowy bardzo mi się podobał.
 Zadowolona z efektu. Zeszłam do salonu aby zobaczyć jak idzie moim braciom. I musiałam przyznać, że szło im naprawdę świetnie! Na ławie koło kanapy poustawiane były półmiski z najróżniejszymi słodyczami, od żelków w kształcie gałek ocznych i babeczkowe dynie, po cukrowe czaszki i cukierki w kształcie nietoperzy. Stało tam również siedem dużych kielichów napełnionych ponczem. Przy telewizorze znajdowała się już cała masa opakowań z płytami CD, kątem oka dostrzegłam parę popularnych horrorów i thrillerów. Reszta pomieszczenia również wyglądała świetnie. W niektórych częściach pokoju stały wydrążone dynie z palącymi się w środku świecami lub zawieszone były sztuczne pajęczyny.
Zachwycając się pomieszczeniem dostrzegłam również moich braci. Oni również postanowili się przebrać.
 Kanato miał na sobie czarną pelerynę i doczepionymi niewielkimi, diablimi różkami, a w dłoni oprócz Teddiego trzymał też miniaturowe widły. Laito ubrany był w kostium przypominający muszkietera, za to głowę Ayato  zdobiła korona oraz zawiązana na szyi czerwona peleryna obszyta białym futerkiem. Po chwili dostrzegłam też resztę rodzeństwa. Shu, który w tej chwili wylegiwał się na sofie, owinął swoje ramiona, nogi tułów i część głowy bandażami na wzór mumii. Subaru zaś na jednym oku zawieszoną miał opaskę z trupią czaszką, miał również skórzany pas za który przełożona była metalowa szabla. Najbardziej jednak zaskoczył mnie Reiji samym tym, że postanowił się przebrać choć od początku był przeciwnikiem tego święta. Miał na sobie granatową szpiczastą czapkę i pelerynę pod kolor.
 Znalezione obrazy dla zapytania diabolik lovers halloween
Uśmiechnęłam się szeroko, co rzadko mi się zdarzało, i podeszłam do nich.
- No nie powiem nieźle się spisaliście
- Tak, wyszło lepiej niż się spodziewaliśmy - zaczął Laito.
- Fajnie, że wam się podoba - powiedział Ayato - ale może lepiej zacznijmy już coś robić, bo obawiam się, że jeśli nie to całe jedzenie zniknie szybciej niż się pojawiło - westchnął wskazując na Kanato siedzącego na fotelu i objadającego się babeczkami pokrytymi czerwonym lukrem.
Tak więc usiedliśmy wszyscy na kanapie i fotelach z zamiarem obejrzenia czegoś. Oczywiście nie obyło się bez kłótni na temat tego co powinniśmy włączyć, ale w końcu poszliśmy na kompromis w obejrzeniu "Klątwy". 
 Film powoli zaczął się rozkręcać, wszyscy siedzieli wpatrzeni w ekran kiedy nagle dało się słyszeć głośny dźwięk dzwonka do drzwi. Lekko się wzdrygnęłam, na co Ayato tylko zachichotał.
Patrzyliśmy na siebie przez chwilę.
- To może ja pójdę to sprawdzić - westchnęłam.
- Idę z tobą - powiedzieli w tym samym czasie Laito i Kanato.
Tak więc ruszyliśmy sprawdzić kto narusza nasz spokój. Wyjrzałam przez okno prowadzące na dziedziniec. Moim oczom ukazała się grupka dziewczyn przebrana  w najróżniejsze kostiumy. No tak, te tradycje ludzi związane z chodzeniem po domach i proszeniem o cukierki... Nagle coś mi zaświtało. Zmrużyłam oczy aby lepiej przyjrzeć się twarzy jednej z dziewczyn. 
- Nie może być...- cicho warknęłam.
- Hymm..? - mruknął Laito. 
- Co jest - zawołał Kanato przepychając się w stronę okna.
- Masami... - westchnęłam.
Na co Laito zaniósł się głośnym śmiechem. Było do przewidzenia, że tak zareaguje. Masami była moją rywalką i wrogiem od początku liceum. Nigdy za sobą nie przepadałyśmy, za to ona bardzo przepadała za moimi braćmi, niestety dla niej, bez wzajemności. Więc czy to przypadek, że akurat dzisiaj postanowiła do nas wpaść?
- A może by tak?.. - w mojej głowie zaczął knuć się plan.


Pół godziny wcześniej

- No chodźcie dziewczyny! - zawołałam. - Nie bójcie się będzie zabawnie zawołała wygładzając czerwoną sukienkę, którą miałam na sobie i poprawiając sztuczne kły.
- Masami ja nie wiem czy to jest taki dobry pomysł - zawołała jedna z dziewcząt przebrana za baletnice.
- Nie dramatyzuj Rika, mówiłam ci, będzie dobrze - odpowiedziała Utako.
Same wpadły na pomysł zwierania cukierków w Halloween. Moim pomysłem za to było odwiedzenie domu rodziny Sakamakich. Jednak moje towarzyszki stwierdziły, że staroświecka gotycka willa, wygląda zbyt mrocznie i, że nie powinnyśmy tam iść.Bo w końcu takie akcje dzieją się w popularnych horrorach, prawda? Na co stwierdziłam, że to tylko wina ich wybujałej wyobraźni. Na szczęście po jakimś czasie udało mi się je przekonać do zapukania do rezydencji. Tak więc zrobiłyśmy,

 Drzwi powoli otworzyły się ukazując skąpany w mroku korytarz.
- Cukierek albo psikus - zawołała Utako
Odpowiedziała nam głucha cisza. 
- To chyba znaczy, że nikogo nie ma, czas wracać - pisnęła Rika.
- Nie dramatyzujcie - westchnęłam. - Nie ma mowy, żeby ich nie było - po czym pociągnęłam je w stronę drzwi. Kiedy weszłyśmy do posiadłości drzwi zatrzasnęły się za nami z głośnym trzaskiem na co Rika tylko podskoczyła z piskiem.
- Hmm... Chyba trzeba się będzie trochę rozejrzeć - stwierdziłam.
I nie słuchając marudzenia towarzyszek ruszyłam korytarzem. Musiałam przyznać, że dom był naprawdę dobrze przystrojony, a dekoracje wyglądały bardzo realistycznie.
- Fajne dekoracje, nie dziewczyny? - zapytałam.
Odpowiedziało mi jedynie moje echo. Odwróciłam się. Za mną nie było nikogo. Spięłam się lekko, ale zignorowałam to wmawiając sobie, że pewnie poszły one poszukać domowników.
Weszłam do jednego z pomieszczeń wydawało się puste i ciemne, tylko na kilku szafkach znajdowały się niewielkie świeczniki dające trochę światła. Ruszyłam w stronę kolejnych drzwi, kiedy nagle mój but zaczepił się o coś leżącego na ziemi. Zachwiałam się, ale udało mi się nie upaść. Dostrzegłam, że moja noga owinęła się w bandaż, tylko skąd... Spojrzałam na sofę koło której przechodziłam. Dostrzegłam tylko unoszącą się powoli postać, owiniętą od góry do dołu bandażami.  Szybko wybiegłam z pokoju trzaskając drzwiami. Serce biło mi jakby zaraz miało wyskoczyć. Ruszyłam pędem, dostrzegając stolik ze smakołykami, w końcu po to tu przyszłyśmy prawda? Kiedy podeszłam dość blisko dostrzegłam, że na jednym z foteli przy stoliku ktoś siedzi.
- Halo? - zawołałam.
Zza oparcia fotela wyłoniła się postać. Górną część twarzy miała zasłoniętą przez kaptur, a wokół ust dostrzegłam liczne czerwone ślady, jakby krew. Wrzasnęłam i szybko odwróciłam się mając zamiar wybiec z pokoju kiedy uderzyłam w kogoś. Przetarłam oczy i spojrzałam na błyszczące złowrogo, czerwone oczy wpatrujące się we mnie, kątem oka dostrzegłam jeszcze tylko, że ów osoba miała na sobie szpiczasty kapelusz wiedźmy. 
 Miałam tego dość, chciałam jak najszybciej odnaleźć moje towarzyszki i się stąd wynieść. Złapałam za klamkę dużych drewnianych drzwi, mając nadzieje, że są to drzwi wyjściowe. Niestety weszłam do przestronnego pokoju, niestety było w nim ciemno jak i w innych. Dostrzegłam, że na środku znajduje się duże łóżko z baldachimem. Idąc w jego stronę niechcący zahaczyłam nogą o jedną z szafek i usłyszałam donośny huk.Spojrzałam pod nogi. Z półki spadła porcelanowa lalka ubrana u koronkową gotycką sukienkę. Porcelana lekko pękła w miejscu policzka lalki. Nachyliłam się aby ją podnieść, kiedy się wyprostowałam dostrzegłam stojąco przede mną postać. Miała ona nienaturalnie bladą cerę i wyglądała jak lalka którą właśnie trzymałam, jednakże bardziej przerażająca. postać wyciągnęła dłoń moją stronę. Puściłam lalkę i wybiegłam z pokoju biegnąc na oślep udało mi się w końcu natrafić na drzwi wyjściowe. Wybiegłam na dziedziniec moje przyjaciółki już tam były głośno dyszały, widocznie wcześniej też musiały biec, wyglądały na tak samo przerażone jak ja. Nawet nie musiałyśmy się porozumiewać, tylko jak najszybciej jak mogłyśmy ulotniłyśmy się z terenu rezydencji.


Jakieś 20 min. później

Siedziałam na kanapie pomiędzy Subaru,a Shu. Oglądaliśmy jakiś kolejny horror, tym razem niekoniecznie koncentrując się na fabule. Śmieliśmy się wspominając wszystko co wydarzyło się tego wieczoru. 
- ... i zaczęła krzyczeć od razu jak mnie zobaczyła... - śmiał się Kanato.
- Dziwisz jej się? - również się zaśmiałam  i starłam chusteczką czerwony lukier z twarzy chłopak.
- Nigdy więcej - mruknął Reiji, niezadowolony z faktu iż śmiertelniczki pojawiły się w naszym domu.
- Oj no nie bądź taki, było zabawnie - szturchnął go łokciem Laito.
- Uważam to Halloween za udane  - stwierdził Ayato biorąc co ręki zdobiony kielich wypełniony ponczem.
- Tak! - zawtórował mu Kanato.
Wszyscy wzięli do rąk swoje kielichy i w momencie w którym na zegarze wybiła północ, dało się słyszeć radosne:

Wesołego Halloween!

piątek, 7 października 2016

Miasto Aniołów 3 - "Wiadomość"


Tak, tak wiem jestem zła, nic nie dodaje, obiecuje a potem nic się nie pojawia, wiem. ;-; 
Ale w końcu znalazłam wenę na napisanie tego rozdziału, choć i tak średnio mi się podoba. Mam w planach, nową serie. Pierwszą część mam już napisaną i miejmy nadzieje, że pojawi się w przyszłym tygodniu. A teraz zapraszam do czytania i wyrażania swojej opinii w komentarzach :3 

♥♥♥



*Perspektywa Madeline*


   Szczerze to mogłam się spodziewać każdego. Każdego oprócz niego... 
Kilka metrów ode mnie stał ten sam chłopak, którego spotkałam w parku kilka dni temu, ten sam, który dołączył do naszej klasy podczas wymiany międzyszkolnej, ten sam, który był demonem.
  Haston posłał mu wściekłe spojrzenie, co szczerze, dosyć mnie rozbawiło. Czarnowłosego najwyraźniej też bo na jego twarzy pojawił się asymetryczny uśmiech. Podszedł trochę bliżej nas i zwrócił się do Hastona.
- Nie nauczyli cię w domu, że dziewczyny się szanuje, szczeniaku?
- Zamknij się, Myślisz, że co ciekłeś sobie z piekła i ci tu wszystko wolno!?
- Haha... - czarnowłosy zaśmiał się ironicznie. - O to się nie musisz martwić rudy, ciebie to nie dotyczy, a teraz z łaski swojej mógłbyś się  stąd usunąć bo znudziło mnie twoje towarzystwo.
Haston wyciągnął dłoń ściśnięta w pięść z zamiarem uderzenia demona kiedy z budynku szkoły zabrzmiał przeciągły dźwięk dzwonka. Chłopak tylko przeklął cicho pod nosem i zniknął za rogiem budynku. Dobrze wiedział, że przez swoje ciągłe wybryki, wisi nad nim widmo dyrektorki i nawet najmniejsze przewinienie może mu się ostro dostać,
Ja nie wiedząc co zrobić, również powoli minęłam czarnowłosego i również ruszyłam w stronę szkoły. 
Kiedy już stałam kilka metrów od niego,odwróciłam głowę i zawołałam cicho.
- Dzięki...
Nie widziałam wyrazu jego twarzy ale byłam pewna, że się uśmiechnął.


Po lekcjach 


  Przez cały dzień zajmowałam się raczej rozmyślaniem o sytuacji, która przytrafiła się rano oraz o tym czy czarnowłosy, którego spotkałam powiąże mnie z przypadkowym spotkaniem na ziemi.
Sam dzisiejszy dzień był dosyć męczący więc odetchnęłam z ulgą kiedy usłyszałam ostatni dzwonek, komunikujący koniec zajęć na dziś. W towarzystwie Idalii udałam się na parking koło szkoły, większość uczniów stał przy swoich samochodach rozmawiając, ale nie dało się nie zauważyć, że również tu panuje jakaś dziwna atmosfera.
- Wiesz może o co chodzi - zapytała rudowłosa.
- Nie, ale chyba się domyślam... - westchnęłam,
Pożegnałyśmy się, a Idalia ruszyła w stronę swojego samochodu, ja zaś udałam się do części parkingu, w której zaparkowany był mój motocykl. Ta część parkingu była zazwyczaj najbardziej opustoszała ponieważ niewiele osób przyjeżdżało do szkoły na motocyklach czy skuterach, większość wolała prostsze rozwiązania jak autobus, czy samochód. Jednak dzisiaj panowało tu niemałe poruszenie. Kiedy udało mi się przecisnąć przez tłum gapiów, zrozumiałam dla czego. Jakiś nastolatek, ewidentnie piekielnego pochodzenia, wdał się w szarpaninę z uczniem naszej szkoły. Parząc na to co działo się od przyjazdu nowych uczniów, ta sytuacja bardzo mnie nie zdziwiła. Podeszłam do swojego motocyklu i już zamierzałam opuścić teren szkoły, kiedy usłyszałam za sobą dość charakterystyczny głos.
- Wow, no co jak co, ale aniołka, na takiej maszynie bym się chyba nie spodziewał
Odwróciłam głowę i spojrzałam za siebie z asymetrycznym uśmieszkiem - Och, no widzisz jak ja lubię zaskakiwać - wyszczebiotałam patrząc demonowi prosto w szkarłatne oczy.
- No, no ktoś tu ma gadane - zaśmiał się.  - My się już chyba gdzieś widzieliśmy co?
Zamurowało mnie. Jeśli ktokolwiek dowiedziałby się, że podróżuje do świata ludzi z własnego "widzi mi się", to czuje, że źle by się to dla mnie skończyło. Nie chodziło tylko o odebranie mi mojej rozrywki, ale być może też czegoś jeszcze wartościowszego. A jak na razie jedyną osobą, która widziała o moim małym występku, stała właśnie na przeciwko mnie i spoglądała na mnie pytająco.
- Yyym... Być może, jeśli dobrze pamiętam to przed lekcjami, koło pływalni, a poza tym to chodzimy razem do klasy, ale rozumiem, że mogłeś to przeoczyć - moja gra aktorka i doskonałe skrywanie emocji w końcu się na coś zdały.
- Uśmiechnął się przebiegle, i w dalszym ciągu wlepiał we mnie swoje ciemnoczerwone oczy - Na pewno aniołku? A mi się zdaje, że widzieliśmy się jeszcze w innym miejscy, choć  może lepiej pasowało by określenie w innym wymiarze, co? 
- Zbladłam (jeśli w ogóle bardziej się da) i spojrzałam na niego wzrokiem mówiącym mniej więcej tyle co "powiedziałeś coś czego mówić nie powinieneś i jeśli w przeciągu 5 sekund nie usuniesz się z mojego pola widzenia, zrównam cię z ziemią" 
Chłopak zareagował na to tylko cichym śmiechem i dodał - Oj spokojnie, jak na razie nie mam zamiaru nikomu o tym wspominać, a tak w ogóle to jestem Jensen - wyciągnął w moją stronę dłoń.
- Madeline... - powiedziałam, ściskając jego dłoń.
- A teraz wybacz, ale będę zmuszony cie opuścić, idę zająć się rozdzieleniem, tych idiotów - kiwnął głową w stronę bijącej się dwójki - do zobaczenia 
Przez chwilę wpatrywałam się jeszcze w sylwetkę oddalającego się chłopaka, po otrząśnięciu się z dość dziwnej rozmowy, wsiadłam na motocykl i ruszyłam w stronę domu.
- To będzie ciekawy tydzień... - wymamrotałam sama do siebie.

  Po powrocie do domu rzuciłam się na łóżko i zamknęłam oczy wsłuchując się w muzykę wydobywającą się z odtwarzacza. Musiałam przemyśleć naprawdę wiele rzeczy. Ale moje rozmyślanie przerwał dźwięk przychodzącego sms'a. Chwyciłam komórkę w celu przeczytania go. 


Od: Idalia

Do: Madeline
Temat:!!!!
Treść: Mad! Ty, ja sala prób w szkole, już! Jest problem!

  Momentalnie zbladłam. Jeśli Idalia naprawdę się zdenerwowała musiało to być coś naprawdę ważnego. Chwyciłam jedynie swoją skórzaną kurtkę i wybiegłam z domu.

czwartek, 14 lipca 2016

Diabolik Lovers - 2 "Hikari"

  No i pierwszy wakacyjny post :D Miałam zamiar pisać częściej ale znając mnie znowu nic z tego nie wyjdzie... ;-; Jakoś nie miałam weny przy pisaniu tej części DiaLover, ale mam nadzieje, że wam się spodoba :3 Nie przedłużając zapraszam do czytania i komentowania!

♥♥♥



  Poczułam, że oczy wszystkich osób znajdujących się w salonie przeniosły się na mnie.
Po trwającej kilkanaście sekund ciszy, odezwał się Laito.
- Miło, że już się obudziłaś księżniczko, jak widzisz mamy gościa! - zawołał wesoło.
- Kto... - warknęłam, lecz przerwał mi Reiji
- My również chcielibyśmy to wiedzieć - westchnął. - Niestety ojciec chyba znowu wpadł na jakiś świetny pomysł, z naszym udziałem.
- Czekaj, chwila więc to jest ten mój prezent! 
- Najwyraźniej tak... - kontynuował. - Na razie wiemy tyle, że nazywa się Hikari Miyake, jej ojciec powiedział jej, że mieszka tu jej rodzina i ma się tu zatrzymać na jakiś czas
- No chyba sobie żartujesz! Człowiek w tym domu! - krzyknęłam.
Nigdy nie lubiłam ludzi. Wydawali mi się oni nudni i nie godni uwagi. A teraz gdy okazało się, że jedna z przedstawicielek ich gatunku ma zamieszkać w moim domu!
- Wiesz księżniczko jak ci się prezent nie podoba to możesz mi go oddać - Laito spojrzał na mnie wymownie. 
Warknęłam cicho i zajęłam swoje miejsce na moim lazurowym fotelu. Spojrzałam na dziewczynę siedzącą obok Laito. Dosyć długie blond włosy z fioletowymi końcówkami okalały drobną twarz z dużymi niebieskimi oczyma, w których widać było lęk. W sumie trudno było jej się dziwić.
- I co teraz zamierzacie zrobić?


- Ech... Chyba na razie będzie musiała tu zamieszkać, tak jak powiedział ojciec. - westchnął różnie nie zadowolony co ja Reiji. - Jest jednak jakiś plus, w końcu będziesz miała jakiś kontakt z przedstawicielką twojej płci. Pewnie właśnie o to chodziło ojcu z tym prezentem
- Bardzo śmieszne, że niby ja jestem chłopczycą czy co!? Zresztą ja mam wystarczająco waszego towarzystwa!
W sumie było w tym trochę racji. Odkąd pamiętam nie miałam żadnej przyjaciółki. Nie znałam żadnej wampirzycy a z ludźmi nie miałam nigdy nic wspólnego. Tak naprawdę nigdy nie potrzebowałam kogoś takiego. Z natury jestem samotniczką i wole swoje własne towarzystwo a jeśli już go potrzebowałam to bracia zawsze przychodzili mi z pomocą.
- Kasumi mogłabyś zaprowadzić ją do pokoju gościnnego? - zapytał a raczej rozkazał Reiji.
- Nie mam wyboru prawda? - westchnęłam i wstałam z fotela.
Dziewczyna nadal patrzyła się na nas pytającym i przestraszonym wzrokiem.
- A i przy okazji wyjaśnij jej co nieco
- Tak, oczywiście to ja zawsze muszę odwalać czarną robotę - mruknęłam pod nosem.


  Szłyśmy długim ciemnym korytarzem. Dziewczyna patrzyła się przed siebie, lecz co jakiś czas spoglądała na mnie pytająco. W końcu doszłyśmy do jednego z wielu pokoji gościnnych w rezydencji. Był on dosyć jasny utrzymany w kolorach miętowym i szarym.
- Od teraz mieszkasz  w tym pokoju, nie szwendaj się po rezydencji i o 18:00 przyjdź na kolacje do jadalni - rzuciłam i już miałam wyjść z pokoju kiedy odezwała się ona.
- Czekaj, miałaś mi wyjaśnić co to za miejsce?
- Eh... Od teraz znajdujesz się w rezydencji rodziny Sakamaki, Jako iż masz zaszczyt tutaj mieszkać, to zachowuj się i nie sprawiaj problemów, jasne?  - warknęłam.
- Hej! Czemu od razu jesteś taka nie miła co!? - dziewczynie najwyraźniej nie podobała się moja odpowiedź.
- Heh... Ty wyraźnie nie wiesz z kim masz do czynienia, co? - zaśmiałam się i pchnęłam dziewczynę na ścianę, otwierając usta i ukazując dwa białe, ostre kły.
- W-w-w - jąkała się dziewczyna.
Nachyliłam się nad jej uchem i wyszeptałam. - Już wiesz, że nie warto ze mną zadzierać, więc bądź grzeczna a obiecuje nic ci nie zrobić
Dziewczyna wpatrywała się we mnie z przerażeniem i gdy tylko się od niej odsunęłam, odskoczyła w stronę łóżka. Zaśmiałam się jeszcze cicho i wyszłam z pokoju.


Leżałam na łóżku wpatrując się na baldachim wiszący na moją głową, gdy nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Oczywiście od razu wiedziałam kto to. Jedyna osoba w tym domu, która szanowała moją prywatność. I jedyna która nie pojawiała się w pokoju bez żadnej zapowiedzi.
- Wejdź
Drzwi otworzyły się a za nimi stał Subaru. Podszedł i usiadł na moim łóżku, wpatrując się we mnie pytająco.
- Powiedziałaś jej coś?
- Nawet więcej niż powiedziałam - wyszczerzyłam ponownie białe kły.
-Wiesz, sądzę że nie powinnaś być dla niej od razu taka ostra
- Pff... Coś ty taki miłosierny się zrobił. Zresztą jeszcze nic jej takiego nie zrobiłam
- Słuchaj, mi również nie podoba się to, że mieszka tu człowiek ale będziemy musieli to jakoś przeżyć
- A niech se tu mieszka, tylko najlepiej z daleka ode mnie.
- Chłopak westchnął .- Dobra ja się zbieram, pamiętaj, że niedługo kolacja
Kiwnęłam głową i wróciłam do gapienia się na błękitny baldachim. Od strony biurka usłyszałam ciche miauknięcie. Biała kotka syberyjska powoli wdrapała się na wysokie łóżko, mimowolnie  się uśmiechnęłam i pogłaskałam ją. Błękitne, przenikliwe ślepia wpatrywały się we mnie. Westchnęłam cicho, wstając z łóżka.
- Życz mi powodzenia - rzuciłam w jej stronę.


Kiedy pojawiła się w jadalni wszyscy już tam byli. Oczywiście łącznie z nią...
Zajęłam swoje miejsce naprzeciwko Ayato, a pomiędzy Subaru i Shuu. Kolacja jak zwykle odbywała się w milczeniu. Gdy wszyscy już prawie skończyli jeść Reiji odchrząknął i zaczął mówić.
- A więc Hikari skoro już to mieszkasz to musisz się przystosować do naszego trybu życia. Po pierwsze szkoła wieczorowa do, której będziesz teraz uczęszczać zaczyna się o godzinie 16:00 więc o 15;30 musisz się stawić przed rezydencją. W pokoju znajdziesz mundurek.
Będziesz chodziła do klasy razem z Kasumi, Ayato i Kanato. O reszcie dowiesz się z czasem...
Dziewczyna tylko lekko kiwnęła głową. Reszta posiłku minęła w milczeniu.


Na zegarze wybiła dwunasta, kiedy wychodziłam z rezydencji do ogrodu. Wzdrygnęłam się lekko czując nocny chłód. Spacerowałam powoli ścieżkami wśród krzaków róż, kiedy usłyszałam cichy chichot. Rozejrzałam się dookoła ale nic nie zauważyłam.
- Za dużo horrorów oglądam - westchnęłam sama do siebie.
Ruszyłam dalej już trochę spokojniejsza kiedy usłyszałam go po raz drugi. Myślałam, że serce mi stanie. Na moje szczęście kiedy minęłam zakręt dostrzegłam bawiącą się z moją kotka, przy fontannie jasnowłosą. Odetchnęłam cicho z ulgą, dziękując, że to tylko ona.
Blondynka słysząc kroki odwróciła się w moją stronę. Przez chwile mierzyłyśmy się wzrokiem.
Przez chwile miałam nawet coś powiedzieć, ale stwierdziłam, że nie ma to większego sensu.
Odwróciłam się i powoli odeszłam, nadal czując na sobie wzrok błękitnookiej.



sobota, 11 czerwca 2016

Miasto Aniołów - 2 "Nowi uczniowie"

Witam! Zapraszam do czytania kolejnej części "Miasta Aniołów". Wydaje mi się po ilości wyświetleń, że pierwsza część dosyć dobrze się przyjęła a więc będę pisać następne. To chyba na tyle. Chciałabym jeszcze pozdrowić moje dwie przyjaciółki, które od niedawna czytają bloga i wspierają mnie w jego dalszym pisaniu <3
:3 
Nie przeciągając zapraszam do czytania!

♣♣♣
- ̗̀ @lostwolfie  ̖́-:

*Perspektywa Madeline*
Zamarłam.
  Przecież to niemożliwe aby zwykły śmiertelnik był w stanie mnie zobaczyć.
Chłopak otworzył usta żeby coś powiedzieć, a ja spanikowałam. Chwyciłam za aureole wiszącą nad głowa i rzuciłam ją sobie pod nogi. Przejście zaiskrzyło błękitnym światłem a ja do niego wpadłam.     Pojawiłam się w ciemnej uliczce w, której wcześniej przeniosłam się na ziemię. Opadłam zmęczona na zimny asfalt. Podróże między światowe były bardzo męczące nawet dla mnie. Nadal nie dochodziło do mnie co się przed chwilą stało. Jeśli "Rada Aniołów" dowiedziałaby się o tym, że bez potrzeby byłam na ziemi
*Perspektywa Olivera*

  - No gdzie ona jest! - warknąłem po raz kolejny do siebie.
Z jednej strony tak naprawdę wiedziałem, że prawdopodobnie nic jej nie jest i, że to tylko moja wybujała wyobraźnia, ale z drugiej, jednak nie wybaczyłbym sobie gdyby coś jej się stało.
Przestałem w końcu krążyć po pokoju i usiadłem na białej skórzanej kanapie, wzdychając głośno. Chwile później drzwi frontowe otworzyły się z trzaskiem, a do środka weszła Madeline.

                                                              *Perspektywa Madeline*

  Weszłam do domu mając nadzieję, że Oliver już śpi i ominie mnie wykład o tych wszystkich złych rzeczach jakie czekają na mnie na ziemi i, że najlepiej by było gdybym cały czas siedziała w domu.
Niestety drewniane drzwi trzasnęły dość głośno. Na moje nieszczęście Oliver siedział na sofie wpatrując się w drzwi przez które weszłam.
- Witaj braciszku...
- Gdzie żeś była! - wyglądał na wyraźnie wkurzonego.
- A pojeździłam sobie trochę to i tam...
Nie powiedziałam mu, że byłam na ziemi. Nie chciałam aby dodatkowo się martwił. Chłopak westchnął i podszedł do mnie i  kładąc ręka na moim ramieniu już ze spokojem dodał.
- Nie strasz mnie już tak więcej
Odwzajemniłam uśmiech i żegnając się z bratem ruszyłam w stronę pokoju.
Rzuciłam się na łóżko i zamknęłam oczy, lecz nadal nie mogłam wybić z pamięci wizerunku chłopaka.
  Następnego dnia rano mój budzik postanowił zrobić mi na złości i nie zadzwonić. Obudziłam się i spojrzałam na zegarek który wskazywał 7:30. Jak oparzona wyskoczyłam z łóżka i pobiegłem w stronę łazienki. Po ekspresowym śniadaniu i zostawieniem pod szkołą motocyklu mogłam w końcu odsapnąć przed klasą. Jednak mój odpoczynek nie trwał długo, gdyż podbiegła do mnie Idalia.
- Coś ty dzisiaj tak późno przyszła! A zresztą nie ważne...! Choć szybko! - Dziewczyna wyglądała na bardzo podekscytowaną. Złapała mnie za rękę i poprowadziła w stronę klasy.
W pomieszczeniu zdążyło się już zebrać sporo osób. Podeszłam do mojej ławki aby odstawić plecak.
- A więc powiesz mi w końcu co się stało?
- Nie słyszałaś jeszcze! - zapytała zszokowana jakby to było coś najbardziej oczywistego
- Ech... Oświeć mnie...
- A więc szkoła postanowiła wziąć udział w wymianie - zaczęła.
- No i co w tym niezwykłego? Cały czas bierzemy w jakichś udział
- Nie rozumiesz, to nie jest taka zwykła wymiana pomiędzy niebiańskimi szkołami. To ma być wymiana pomiędzy anielską, a diabelską szkołą!
Zatkało mnie. Anioły, i diabły w jednej szkole. To nie mogło skończyć się dobrze.
- Nie podoba mi się to - skwitowałam.
- Mi na początku też się to nie podobało ale zobaczysz może będzie fajnie
Idalia jak zwykle była optymistką. Chwile potem zadzwonił dzwonek. Wszyscy zasiedli na miejscach. Do sali weszła nauczycielka, a tuż za nią weszło kilkoro innych uczniów, którzy ewidentnie nie mogli pochwalić się anielskimi korzeniami.
Wychowawczyni pokrótce wyjaśniła nam iż w wyniku wymiany do naszej i kilku innych klas dołączyło kilkoro uczniów. Tłumaczyła nam coś jeszcze i zajęła się przedstawianiem nam nowych, ale nie ciekawiło mnie to zbytnio. O wiele ciekawszym aspektem natomiast wydawało mi się bazgranie na okładce zeszytu. Nie czułam potrzeby zawierania znajomości z demonami i dobrze wiedziałam, że oni również myślą tak samo. Ocknęłam się dopiero wtedy, gdy nauczycielka kazała zająć nowym uczniom miejsca. Moją uwagę przykuł chłopak przechodzący obok moje ławki. Mogłam przysiąc, że znałam skądś te kruczoczarne włosy.
W pewnym momencie mnie oświeciło.
Chłopak, którego spotkałam w parku. W parku na ziemi. Dlatego mnie widział. Był demonem. Demonem, który teraz ma chodzić teraz ze mną do jednej szkoły. I wszystko stało się jasne. A przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.

*Perspektywa Jensen'a*

  Nie wiem kto wpadła na ten jakże wspaniały pomysł wysłania demonów do anielskiej szkoły ale powiem, że taras najchętniej wysłałbym go do Tartaru...
Jedynym plusem było to, że wysłano też kilka moich znajomych więc przynajmniej nie miałem problemu z tym, że nie będę miał się do kogo odezwać, bo raczej nie wierzyłem w to, że te skrzydlate świętoszki mają zamiar się ze mną zaznajamiać. Szkoła okazała się być wielka czego mogłem się spodziewać po anielskich standardach.
Kiedy już zostaliśmy uświadomieni czego wolno, a czego nie wolno nam robić i rozdzielono nas do klas. Pierwsza lekcja minęła dosyć szybko, przez cały czas miałem wrażenie, (i obawiam się, że nie było to tylko i wyłącznie wrażenie) że większość anielskiej części klasy wpatruje się we mnie i w moich towarzyszy niedoli, co w sumie mnie nie dziwiło bo prawdopodobnie niewiele z nich miało wcześniej  okazje ujrzeć diabła.
Na przerwie wszyscy stali z daleka od nas,
Liczyłem po cichu, że będzie tu choć trochę ciekawiej ale najwyraźniej nie miałem na co liczyć. Zostawiłem innych z tyłu i ruszyłem w stronę szkolnego ogrodu,
Plac za szkołą okazał się być dość duży. Kilka metrów od budynku szkoły znajdował się drugi mniejszy, który był prawdopodobnie pływalnią. Dalej umiejscowione były boiska: do piłki nożnej, siatkówki i koszykówki. W centrum rosło kilka dużych drzew, gdzieniegdzie znajdowały się rabaty z kwiatami oraz pojedyncze ławki i stoliki.
Był koniec września, a pogoda dość chłodna więc nie było tutaj zbyt wiele osób. Poszedłem wyłożoną kamieniami ścieżką i pokierowałem się w stronę budynku pływalni. Z bliska okazał się o wiele większy niż myślałem .
  Przechodząc koło niego usłyszałem rozmowę... a raczej kłótnię:
- Możesz dać mi wreszcie spokój! - dał się słyszeć damski głos.
- Ha, ha, chciałabyś maleńka
- I przestań tak do mnie mówić idioto!
Wyjrzałem zza rogu. Moim oczom ukazała się dziewczyna średniego wzrostu o kasztanowych włosach i chłopak, co najmniej o głowę wyższy od niej o blado rudych włosach.
Po minie dziewczyny mogłem wywnioskować, że raczej nie było zadowolona z tej rozmowy.

                                                                *Perspektywa Madeline*

  Od początku przyjścia do tej szkoły wiedziałam, że moje życie nie będzie łatwe, zresztą nigdy nie było. Nigdy tak naprawdę nie zaprzyjaźniłam się z nikim oprócz Idalii, którą znałam od dziecka. Za to proporcjonalnie do tego miałam mnóstw wrogów. Ironia prawda? Jeden z nich stał właśnie przede mną. O i może nie uznawał mnie za wroga, ale ja wręcz przeciwnie. Patrzyłam na niego pełnym pogardy wzrokiem, tak jak to zazwyczaj miałam w zwyczaju. Lecz on jak na złość nic sobie z tego nie robił.
Haston - bo tak ów osobnik miał na imię postanowił wybrać sobie mnie na osobę, którą będzie nękać psychicznie i fizycznie tak długo aż nie zgodzę się z nim być,
  Dzięki bogu skrawki zdrowego rozsądku jeszcze gdzieś we mnie były i nie dawałam się tak łatwo.
Ale ostatnio stał się jeszcze bardziej upierdliwy niż zwykle...
  Posłałam mu jeszcze raz nieprzyjemne spojrzenie i odwróciłam się chcą wrócić do szkoły lecz najwyraźniej nie było mi to dane,
-Halo halo, jeszcze nie skończyliśmy - złapał mnie za rękę.
Już chciałam go uderzyć i rzucić jakąś nieprzyjemną wiązankom słów kiedy...
- A mi się wydaje, że skończyliście
Oboje spojrzeliśmy w stronę z której dochodził głos. Szczerze to mogłam się spodziewać każdego. Każdego oprócz niego...


*Wybacz Olciu że tak długo 
czekałaś na następną notkę :3 *

środa, 27 kwietnia 2016

Miasto Aniołów - Postacie

Madeline Strauss

Elide Lochan [Drawn into Darkness by aqueous-transmission on DeviantArt]:
Imię: Madeline
Nazwisko: Strauss
Wiek: 17 lat
Rasa: Anioł
Wzrost: 168 cm
Status: Żywa
Rodzina:
- Oliver Strauss (brat)
Zajęcia: uczennica 2 klasy liceum, strażniczka portalu czasowego
Hobby: 
- jazda na motocyklu
- obserwowanie ludzi
- jazda na łyżwach
- przesiadywanie w ruinach starego kościoła

Ciekawostki: 
- jej matka zginęła gdy dziewczyna miała 8 lat
- boi się burzy
- jej skrzydła są czarne



Idalia Cook 



Imię: Idalia
Nazwisko: Cook
Wiek: 16 lat
Rasa: Anioł
Wzrost: 159 cm
Status: Żywa
Rodzina:
- Eveline Cook (siostra)
Zajęcia: uczennica 2 klasy liceum, 
Hobby: 
- teatr
- zakupy
- spędzanie czasu ze znajomymi

Ciekawostki: 
- nie zna swoich biologicznych rodziców
- zna się z Madeline od 4 roku życia
- jej skrzydła są biało - fioletowe

Jensen Allen

Kyeran by LAS-T.deviantart.com on @DeviantArt:

Imię: Jensen 
Nazwisko: Allen
Wiek: 17 lat
Rasa: Demon
Wzrost: 180 cm
Status: Żywy
Rodzina: nieznana
Zajęcia: uczeń 2 klasy liceum, 
Hobby: 
- jazda na motocyklu
- granie na gitarze
- gra w koszykówkę 

Ciekawostki: 
- nie czuje zimna
- gdy jest wściekły jego źrenice stają się pionowe


Oliver Strauss

Leonardo . He is very nice and helpful . He travels to the mountains for the elves when needed . He lives with the elves:

Imię: Oliver
Nazwisko: Strauss
Wiek: 19 lat
Rasa: Anioł
Wzrost: 180 cm
Status: Żywy
Rodzina: 
- Madeline Strauss (siostra)
Zajęcia: uczeń 3 klasy liceum, 
Hobby
- czytanie książek
- granie w gry wideo

Ciekawostki: 
- jego skrzydła są biało - czerwone


Sanset Harris

Photographer: Andreas Boldt / Model: Yvonne Hofer (Yae Báthory):


Imię: Sanset
Nazwisko: Harris
Wiek: 17 lat
Rasa: Demon
Wzrost: 164 cm
Status: Żywy
Rodzina: nieznana
Zajęcia: uczennica 2 klasy liceum, 
Hobby: 
- dokuczanie śmiertelnikom 
- granie w gry wideo

Ciekawostki: 
- zazwyczaj nosi skórzane ubrania
- nigdy nie rozstaje się ze swoją kataną (mieczem)


Evelyn Curter

Tara Phillips, untitled.  Wow--I thought this was a photograph, or maybe a photomanipulation, until I looked closer.  She's beautiful.  I especially like her eyes and nose and dark hair.:


Imię: Evelyn
Nazwisko: Curter
Wiek: 16 lat
Rasa: Człowiek
Wzrost: 170 cm
Status: Żywa
Rodzina:
- Victor Curter (starszy brat)
- Michael Curter (ojciec)
- Regina Curter (matka)
Zajęcia: uczennica 1 klasy liceum
Hobby:
- czytanie
- samotne spacery
- gra na skrzypcach
Ciekawostki:
- jej aniołem strużem jest Madeline, a diabłem Jensen
- mieszka w Cambridge w Wielkiej Brytanii

 Sebastian Campbell

Sunlight by leejun35 on DeviantArt:

Imię: Sebastian
Nazwisko: Campbell
Wiek: 17 lat
Rasa: Człowiek
Wzrost: 184cm
Status: Żywy
Rodzina: 
- Irma Campbell (matka)
- Hope Campbell (młodsza siostra)
Zajęcia: Uczeń 2 klasy liceum
Hobby:
- wiersze, literatura
Ciekawostki:
- mieszka w Norwich w Wielkiej Brytanii
- jego aniołem stróżem jest Idalia, a diabłem Sanset